Saga o ludziach prądu, czyli ferie na Kaszubach 2024
Dzisiaj będzie nadal podróżniczo ale głównie o uzależnieniu Od czego? No cóż...w głównej mierze od prądu.
A zaczęło się tak. Zbliżały się ferie zimowe. Pora więc była odpowiednia na jakiś wypad, byle oderwać młodszy przychówek od kompa i komórki. Starsze dziecię niestety tym razem miało sesję, więc szlifowało wiedzę. Postanawiamy wyskoczyć na kilka dni na Kaszuby. Wyruszamy.
Na początku drogi czarne (w naszym mieście ilość śniegu gdzieś pomiędzy zero a lekko półśmieszną). Ale im bliżej Kaszub, robi się ciekawiej.
Po drodze mijamy pogotowie energetyczne. Ha, ha, ha, hi hi hi...ciekawe skąd jadą....Skręcamy z główniejszych dróg w coraz mniejsze, w pewnym momencie autem zaczyna rzucać na zakrętach, drogi już nie widać spod śniegu.
Ostatnie 300m, podjazd pod górę (auto jakoś dziwnie diriftuje), ale co tam! My nie damy rady?! No dobra, nie daliśmy. Na samej górze po prostu się zakopaliśmy, a przed nami ostry zjazd w dół. Nawet jak się zsuniemy to i tak w drugą stronę nie podjedziemy, a to ślepa droga dojazdowa do naszej miejscówki, więc będziemy ją pokonywać kilka razy dziennie! Ale o udawaniu sanek w dół na razie nawet nie myślimy, bo szukamy jelenia, który nas wyciągnie z tej sytuacji. Jest! Ciągnik z pługiem! Alleluja! Dość sprawnie nas nawet wyciągnął, ale tylko po to, aby mój szanowny małżonek od razu się wpierniczył w drugą zaspę! Sukces w pełnym zakresie. Zawrócić kurczę chciał! Właściciel ciągnika zaraz nam sprzeda karnet na wyciąg samochodowy! Na szczęście chłopina jest wyrozumiały. Zapewne taki kozak to dla niego nic nowego. Wyciągnął więc nas i profilaktycznie odkopał drogę w dół. Możemy jechać. Do celu jakieś 200m.
Dojechaliśmy! Wchodzimy do wynajętego domu, ale tam cóś chłodnawo (czyt. zimno jak chole....).
No i teraz wracamy do źródła, czyli do uzależnienia. Okazało się, że z powodu zbyt dużych opadów śniegu prąd stwierdził, że na Syberię to on się nie pisze. Prądu brak, więc ogrzewanie nie działa. Jest co prawda kominek na pelet, ale taki mądry (wifi, szmery bajery, choć kawy rano nie robi), że do wystartowania potrzebuje prądu. Do gotowania mamy płytę elektryczną, a jak powszechnie wiadomo, urządzenia elektryczne podłączone do prądu działają lepiej. Czyli z obiadu nici. Woda zimna jeszcze leci. Ale nawet woda do lecenia potrzebuje pompy. A pompy chodzą na.... no właśnie!
Właścicielka sugeruje, że w sąsiedniej wsi jest gospoda, gdzie możemy podjechać na obiad, może w tym czasie prąd się zlituje. Ale czy tam mają prąd? Sieć komórkowa działa jak nie działa, tzn. jak powieje wiatr to przywiewa trochę zasięgu ale o Internecie trzeba zapomnieć (zapewne pobliski nadajnik nie ma ...) . Jeśli nawet uda się złapać zasięg, to nie mamy numeru telefonu do tej gospody. Trzeba poszukać w Internecie...no właśnie... Jedziemy na ryzyko, ja sugeruję mężowi, że z rozpakowywaniem w wynajętym domku trzeba się wstrzymać. Podjeżdżamy pod gospodę, na szczęście najwyraźniej działającą. Ale kompletnie nie ma gdzie zaparkować. Ani pod gospodą, ani w rozsądnej odległości. Co prawda za gospodą jest parking, ale jest on powyżej gospody (na górce) i jakoś dziwnie pusty (zapewne gość od ciągnika podniósł abonament na swoje usługi). Jedziemy dalej.
Koło ośrodka Koszałkowo (tam się jeździ na Kaszubach na nartach) widzimy napis: obiady domowe. Wchodzimy... stoły nakryte, przy każdym miejscu talerz na drugie danie, na nim talerz na zupę i kompocik (!!!) w szklance. Myśleliśmy, że to nakrycie dla jakiejś kolonii, ale nie, mamy tam siąść. Ok. Na początek zamawiamy zupkę ogórkową. Pani przynosi nam ją w wazie(!!!) ale czad!. Czuję się jak dziecko na wspomnianej kolonii. Kompocik przesłodzony (choć moje dziecię jakoś nie narzeka), ale zupka pyszna a wazie są dobre 4 porcje, a nie trzy. Mąż na drugie danie życzy sobie kotlet z piersi kurczaka (córcia po zupce wymięka), ja proszę o kawę. Okazuje się, że prąd pokonał ekspres, bo choć światło się w gospodzie świeci, to jakieś takie anemiczne. W takim razie proszę o herbatę. Przychodzi drugie danie dla męża. Kotlet na osobnym głębokim talerzu, talerz z ziemniakami osobno, dwie miseczki z surówkami. Talerz zasadniczy leży już przecież na stole. Jedzenia wystarcza dla męża i latorośli, którą jednak skusił widok jedzenia. Na herbatę muszę poczekać, bo gdy pierdyknął prąd, czajnik elektryczny definitywnie zakończył żywot. Woda na herbatę jest gotowana w garnku. Jemy, pijemy, obserwujemy ludzi, którzy nie mają jak za jedzenie zapłacić, bo nie ma Internetu, nie działają terminale. Wydłuża się kolejka do pobliskiego bankomatu. Ciekawe co mu się prędzej skończy. Prąd czy gotówka?
W wynajętym przez nas domku cały czas nie ma prądu, właścicielka nie może się do nas dodzwonić, bo sieć nadal kuleje, a raczej leży i kwiczy, więc rozpaczliwie śle do nas smsy. Musimy podjąć jakąś decyzję, bo robi się ciemno, a jeśli mamy gdzieś pojechać (do domu?) to biorąc pod uwagę stan dróg i porę dnia (sobota po południu), kierowca ciągnika profilaktycznie poinformował nas, że będzie imprezował. Bez nawigacji też trochę lipa, a nawigacja potrzebuje Internetu. Wiecie jak jest, niby są znaki drogowe, ale nie wszędzie i nie zawsze na szybko (np. wylatując zza zakrętu) człowiek zdąży pomyśleć czy ma jechać np. na Lębork czy Kościerzynę. Kiedyś było łatwiej, ale z wiekiem i rozwojem technologii człowiek sie jednak trochę uwstecznia mając w tym zakresie zawsze (no dobra "zazwyczaj") możliwość polegania na nawigacji. Liczymy więc na to, że w końcu prąd się pojawi (jadąc do gospody mijaliśmy podnośnik pogotowia energetycznego bezskutecznie walczący z podjazdem pod górę). Ale dzisiaj chyba musimy poszukać innego noclegu. Kiedyś byliśmy na Kaszubach w fajnym hotelu. Nawet pamiętamy jego nazwę, ale numeru telefonu oczywiście nie mamy. A jak ustalić nr telefonu bez Internetu? Wszystkie okoliczne noclegi są zajęte, co zostało ustalone bardzo tradycyjną nożną metodą. Jak znaleźć nocleg bez Internetu i bez możliwości wykonania połączeń telefonicznych? Jak gdziekolwiek dojechać bez mapy i nawigacji w komórce? Map offline nie pobraliśmy, o mapie papierowej już nie wspomnę. Do głowy nam to nie przyszło, a potem już było po ptakach. Pomijam fakt, że po całym dniu komórki nam padają, a załadować ich nie ma gdzie, gospoda chyba jedzie na agregacie, więc nie będziemy ich stresować prośbą o wazę prądu.
Gdy ktoś nam mówi, że gdzieś nie było prądu, to pierwsze co przychodzi nam do głowy to brak światła. Zazwyczaj mentalnie nie wdajemy się w głębsze szczegóły i dopiero w praktyce okazuje się jak brak prądu komplikuje życie w zasadzie w każdym aspekcie, gdy nawet powrót do domu staje się problematyczny z powodu braku nawigacji! Nie wspomnę o dylematach właścicieli aut elektrycznych. Oto jak człowiek potrafi się uzależnić od prądu i Internetu! Ale przynajmniej widoki były piękne!
Jeśli chcecie przeczytać więcej wpisów w moim blogu, z pewnością ułatwi Wam to TA LISTA.
Możecie także przejść do mapy interaktywnej , która otworzy się dla Waszej wygody w nowym oknie i pozwoli zlokalizować opisane miejscówki. Najedź na wybraną pinezkę i kliknij nazwę lokalizacji, która pokaże Ci się pod mapą aby wyświetlić zdjęcia i link do odpowiedniego posta 😀. Kliknij strzałkę po prawej stronie nazwy lokalizacji, aby wyznaczyć do niej trasę. Powiększaj mapę aby zobaczyć więcej pinezek. Kliknij na napis "Patent na Wypad" (w wersji komórkowej na dole ekranu) aby wejść w legendę, gdzie znajdziesz listę lokalizacji lub będziesz mógł wpisać konkretną lokalizację w lupkę.














Komentarze
Prześlij komentarz