Duński NordCap - bajeczna Dania, Przylądek Grenen- Majówka 2024

Dojechaliśmy na północny kraniec Danii. To miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć. Już po drodze widzieliśmy jak zmienia się okolica. Roślinność staje się bardziej surowa, przez pewien odcinek drogi nie ma kompletnie nic. Żadnych drzew, żadnych budynków, żadnej roślinności wyższej niż niskopienne trawy i zarośla (wiem, że zarośla nie jest konkretną i uznawaną przez biologów nazwą, ale dla mnie to były po prostu...zarośla ;) ). 


Widać tutaj surowość ale i piękno Jutlandii, a w niewielkiej odległości od siebie znajduje się mnóstwo atrakcji. 
Jesteśmy w okolicach Skagen, a dokładnie na przylądku Grenen. Z duńskich cudów, które widzieliśmy ten najbardziej przypadł do gustu mojemu synowi.

Na samym północnym koniuszku Danii spotykają się dwa morza: Morze Bałtyckie i Morze Północne. Aby tam dojechać z parkingu, można skorzystać z Transportu Traktorowego lub po prostu przespacerować się przez wydmy. My wybieramy ten pierwszy sposób oszczędzając siły na dalsze zwiedzanie. Bilet na ...hm.... nawet nie wiem jak to nazwać... pojazd

można kupić u kierowcy (ale wtedy musimy płacić gotówką) albo w stojącym obok automacie, gdzie z kolei zapłacimy kartą. Wsiadamy, traktor rusza i już po kilkuset metrach jedzie praktycznie po wodzie, która jest chyba rozlewiskiem morza powstałym na wydmach. Trzęsie i buja nas niemiłosiernie, ale michy nam się cieszą gdy wpadamy jedni na drugich.

Pomimo znacznych przechyłów dojeżdżamy szczęśliwie i wypakowujemy się na plażę. Można tutaj zostać dowolny czas, bo dwa traktory kursują na zmianę odjeżdżając co pół godziny, a w cenie biletu jest powrót tą samą drogą.

Dochodzimy do punktu, gdzie plaża przybiera spiczasty kształt, a gdzie nietrudno trafić, bo stoi tam mnóstwo ludzi. Trafić, jak trafić, ale jak się przebić przez tą ciżbę? Sytuacji nie ułatwia fakt, że każda z tych osób musi koniecznie mieć zdjęcie na owym cyplu i puścić je na social media. Najlepiej gdy na tym zdjęciu stoi się po kostki w wodzie a jedna stopa jest w Morzu Północnym, a druga w Bałtyckim (czad prawda?). Jeśli jest więc niezbyt ciepło (a mam wrażenie, że często tam tak jest, my mamy na sobie zimowe kurtki, a jeszcze dzień wcześniej, kilkaset kilometrów na południe, lataliśmy w krótkich rękawkach) to warto mieć ze sobą jakiś ręcznik aby później włożyć buty. W każdym razie osoby, które chcą zrobić zdjęcie bez dodatkowych mistrzów drugiego planu, albo zupełnie bez ludzi są na przegranej pozycji.

A miejsce na prawdę jest bajkowe. Wiecie, ze wody tych dwóch mórz nie mieszają się ze sobą? Nie mam pojęcia jak to jest możliwe, zapewne macza (dosłownie) w tym palce różnica w gęstości wody. Patrząc na to miejsce w góry, np. z drona, widać także różnicę w kolorze wód!

Atrakcji dodaje też fakt, że znajduje się tam rezerwat fok. Mamy to szczęście, że jedna dyżurna foczka radośnie pluszcze się w wodzie zgrabnie wywijając koziołki i co jakiś czas z wdziękiem słonia (przepraszam, foki!) gramoląc się na brzeg. Ale gdy tylko coś ją przestraszy, to to poruszające się z trudem po lądzie stworzenie, w wodzie upodabnia się do torpedy! Jest niesamowicie szybka!


Transportem Traktorowym wracamy na parking, obok którego znajduje się bunkier. Bunkry w Danii są dosłownie na każdej plaży! Często jest ich kilka stojących obok siebie. Nigdzie wcześniej nie widziałam ich w takiej ilości jak w Danii. Te swego rodzaju memento mori są różnie zagospodarowane. Często mieszą się w nich różne muzea, a jedno z nich znajduje się dosłownie dwa kroki od parkingu i tam się kierujemy, mając na względzie fakt, że syn fascynuje się historią. 

W bunkrze, jak to w bunkrze, znajdują się artefakty z czasów drugiej wojny światowej, 

córka zaś zwraca mi uwagę na "aleję sław" czyli rząd portretów takich celebrytów jak Stalin, Mussolini, Hitler itp. Przy każdym z nich jest określenie państwa, z którego owa "sława" pochodzi a raczej określenie jakiego państwa zasobami zbrojnym dowodziła. No i wiadomo: Stalin - Rusland, czyli Rosja, Mussolini - Italien, Hitler... zaraz zaraz... TYSKLAND?! Ja rozumiem, dziadek Tuska z Wermachtu, te sprawy (przepraszam pana Tuska za mieszanie go w te moje blogowe historie, mam nadzieje, że go nie urażę, wszak ten dziadek to powszechnie znany dowcip), ale że Duńczycy się z tym afiszują?! Oniemiała zaczynam szukać informacji w Internecie i wtedy okazuje się, ze Tyskland to po duńsku...Niemcy 😂 Aż chce się powiedzieć "jaja jak berety, a raczej hełmy" ;) No ale wojna to zdecydowanie nic śmiesznego, więc wybaczcie mi proszę tą dygresję.

Niedaleko bunkru i parkingu, na wzgórzu, znajduje się róża wiatrów, do której podchodzimy, bo roztacza się z niej bardzo przyjemny widok na okolicę. 

I wtedy okazuje się że stamtąd do miejsca gdzie spotykają się dwa morza jest dosłownie kilkaset metrów które można przejść na piechotę, bez potrzeby z korzystania z podwózki. Nie ukrywam jednak że transport traktorowy był bardzo ciekawym i dużo bardziej emocjonującym przeżyciem niż dreptanie po piachu. 

Raptem kolejne kilkaset metrów dalej znajduje się latarnia. 

Mam wrażenie, że latarnie w Danii spotykamy na każdym kroku. No, ale w kraju, gdzie najwyższa góra jest wysokości mniej więcej podkoszalińskiej Góry Chełmskiej, ludzie jakoś musieli sobie radzić jeśli chcieli się rozejrzeć dookoła ;)  Ta akurat latarnia jest najbardziej wysuniętą w Danii na północ, a roztacza się z niej bajeczny widok:


Wracamy nieco na południe w kierunku naszej kolejnej miejscówki, po drodze zaliczając kolejne atrakcje. 

Pierwsza z nich to piękna latarnia Hirtshals fyr. Jej harmonijna sylwetka idealnie współgrająca z sąsiednimi budynkami to poezja dla oczu. 

Oczywiście musimy na nią wejść. Przy wejściu znajduje się informacja ile powinniśmy za to zapłacić a obok...skarbonka na pieniądze! Nikt nad tym nie czuwa, nikt tego nie pilnuje! Dla nas to coś niesamowitego. Oczywiście, jeśli nie masz gotówki, obok stoi też odpowiedni automat.

To już druga latarnia tego dnia, na którą się wspinany, ale nie ostatnia! Będzie jeszcze jedna 😁 Trzy latarnie w jednym dniu to niezły wynik prawda? No ale w Danii dzień bez latarni jest dniem straconym ;)

Kolejną atrakcją jest pewien kościół.

Niby nic ciekawego, kościół jak kościół, jeden z wielu, ale zobaczcie jak wyglądał on kiedyś:

Na rycinie widać główną nawę zakończoną wysoką wieżą, a obecnie widoczna jest tylko wieża! Co się stało z nawą? Otóż zasypał ją wszechobecny piach! Kościół pod wezwaniem św. Wawrzyńca (Sct. Laurentii), patrona żeglarzy, został zbudowany około roku 1375. Od XVI wieku budynek zaczęła zasypywać napierająca wydma. Wierni przychodzący na msze musieli dokopywać się do drzwi! Walka z piaskiem trwała do roku 1795, gdy z rozkazu króla Chrystiana VII kościół zamknięto. Wydmy i piasek to stałe elementy krajobrazu i historii Danii.

To co nas uderzyło w Danii to fakt, że wszystkie kościoły wyglądają niemal dokładnie tak samo! Jakby wyszły spod pióra jednego architekta. Albo też klerycy po prostu powielali jeden projekt aby zaoszczędzić na kosztach ;)

Niedaleko kościoła znajduje się kolejne atrakcja w postaci... wydmy, jakżeby inaczej. Ale ta jest na prawdę niezwykła. Jest przede wszystkim ogromna! Aby znaleźć ją na mapie musicie wpisać Råbjerg Mile.


Przypomina mi nasze polskie ruchome piaski koło Łeby. 

Człowiek się czuje na niej jak na spalonej słońcem pustyni, choć widoki dookoła są nieco mniej pustynne a nieco bardziej bajkowe, może trochę księżycowe, niezwykłe! 

Ja się zakochałam w tych krajobrazach!

Po wydmach można się turlać, czołgać, rzucać, a przede wszystkim robić zdjęcia i chwalić się na mediach społecznościowych, że się było na Saharze ;) A że kurtki takie nieco bardziej zimowe? Cóż... każdy inaczej odczuwa temperaturę ;) Ja na przykład jestem okropnym zmarźlakiem 😎 Można się też tak ustawić do zdjęcia, że nie widać czy się jest w zimowej kurtce czy jednak w krótkich spodenkach ;)



Jedziemy dalej. Dojeżdżamy do parkingu z którego udajemy się w kierunku kolejnej latarni (jakżeby inaczej!) - Rubjerg Knude. 

Po drodze mijamy grupki owieczek, które tworzą sielankowy krajobraz.





Ta z kolei latarnia jest bardzo ciekawa, ponieważ z powodu erozji wybrzeża, na której stała, groziło jej zawalenie. 

A musicie wiedzieć, że początkowo stała ona ok 200 metrów od brzegu morza! 

Aby ją ratować, Duńczycy mającą wówczas 120 lat latarnię przenieśli w 2019 roku o ponad 70 metrów w głąb lądu! Podstawę latarni objęto konstrukcją z metalowych belek umieszczonych na szynach. Następnie całość bardzo powoli odsunięto od morza. Aby zapobiec przewróceniu, ważąca około 750 ton konstrukcja nie mogła być przesuwana szybciej niż osiem metrów na godzinę - dlatego cała operacja zajęła niemal 10 godzin. Znalazłam w Internecie krótki film pokazujący jak to się odbywało. Obecnie do latarni można wejść, choć jej stan techniczny jest bardzo kiepski. 

Za to z góry można podziwiać różne napisy, jakie ludzie układają z cegieł pozostałych po towarzyszących wcześniej latarni budynkach, pochłoniętych przez zawalający się klif.

Na koniec tego duńskiego odcinka taka ciekawostka. Język duński jest dość zaskakujący. Kiedy Duńczycy naprawiają drogi informują radośnie, że muszą robić to ponieważ ich drogi mają w høj kantów, a po kanciastych ulicach jeździ się średnio ;)

Za to psy wyprowadzają na sznurach ;)


Jeśli chcecie zobaczyć jak wyglądała nasza trasa na mapie, albo po prostu zlokalizować na mapie opisane w poście lokalizacje zapraszam do mapy. Linka do lokalizacji na mapie Google znajdziecie także poniżej - szukajcie pod tekstem słowa "Lokalizacja...."

A jeśli chcecie przeczytać więcej wpisów w moim blogu, z pewnością ułatwi Wam to TA LISTA , zaś zbiór wszystkich map znajdziecie TUTAJ.

Możecie także przejść do mapy interaktywnej, która otworzy się dla Waszej wygody w nowym oknie. Najedź na wybraną pinezkę i kliknij nazwę lokalizacji, która pokaże Ci się pod mapą aby wyświetlić zdjęcia i link do odpowiedniego posta 😀. Kliknij strzałkę po prawej stronie nazwy lokalizacji, aby wyznaczyć do niej trasę. Powiększaj mapę aby zobaczyć więcej pinezek. Kliknij na napis "Patent na Wypad" (w wersji komórkowej na dole ekranu) aby wejść w legendę, gdzie znajdziesz listę lokalizacji lub będziesz mógł wpisać konkretną lokalizację w lupkę.

A może interesują Was gotowe propozycje tras? Zapraszam TUTAJ.

#patentnawypad #podroz #podroze #blog #travelblog #dania #denmark #visitdenmark #denmarktravel #jutlandia #jutland #visitjutland #skagen #grenen #hirtshalsfyr #tilsandedekirke #latarnia #latarnie #lighthause #wydma #wydmy #dune


Komentarze