Królewskie runy w osłonie nowoczesności- duńskie Jelling i Vejle - Urlop 2025 - Skandynawia

W tym roku perturbacje rodzinne zmusiły nas do zmodyfikowania urlopowych planów, tak w zakresie długości jak i orientacji geograficznej. Ruszyliśmy na północ Europy, za cel obierając Norwegię, wszak coolcation to nowy trend podróżowania, a mój blog też czasem może być trendy ;)

A tak na serio, to nie do końca był mój wybór, raczej konieczność dostosowania się. Nigdy mnie do Norwegii nie ciągnęło, bo zdecydowanie wolę ciepłe klimaty. Zapewne dlatego moje pojęcie o tym kraju było mocno ograniczone, że nie powiem żadne (tak, wiem, wstyd i hańba!).  

Wiedziałam, że raczej trzeba się tam spodziewać zimna i deszczu, co nie znaczy, że słońce także można trafić. Generalnie rosyjska ruletka będzie tutaj słusznym porównaniem tym, bardziej, że i ona nie podporządkowuje się jakimkolwiek prognozom czy szacowaniom. Stolicą jest Oslo, z pozostałych miast "znam" Trondheim (co nie znaczy, że potrafię je zlokalizować na mapie), gdzieś po głowie kołacze mi się Bergen. Norwegia to fiordy, gdzie wpływają wycieczkowce, płaska skała, z której się robi instafotę, oraz okrągły kamień zaklinowany między skałami (instafota No.2). No i Nord Cap, ale to daleko.

W związku z totalną indolencją zaczęłam się doszkalać.  Okazało się, że ta "płaska skała" to Preikestolen, idzie się na nią kilka godzin a następne kilka czeka na górze w kolejce, żeby pstryknąć wspomnianą instafotę (tak, wiem że nie zawsze tak jest, ale jaką mam gwarancję, że jak się tam wgramolę to akurat będę mieć szczęście?). Atrakcja odpadła w przedbiegach. Aż takiego ciśnienia na szkło nie mam, aczkolwiek podziwiam tych, którzy tam dotarli. Podobna sytuacja okazała się w stosunku do skały wyglądającej jak wystawiony nad  fiordem język (stąd nazwa Trolltunga), jak i zaklinowanego kamienia (Kjeragbolten). Ten ostatni zapewne bym przypłaciła zawałem, gdybym tam zobaczyła któregoś z członków mojej rodziny. No i jest jeszcze słynna (podobno- przyznaję ze wstydem, że jej nie znałam) Droga Troli. Z tego co wyczytałam, jest bardzo kręta i jeszcze bardziej widokowa. Hmmmm... brzmi ciekawie... A potem się okazuje, że widoki owszem są, ale głównie na góry i samą drogę, a poza tym ta super droga jest tak popularna, że...jeżdżą po niej autobusy. Czyli to zwykła zatłoczona i pokręcona droga. Nie mówię, że nie jest piękna, ale coś czuję, że może być przereklamowana (czyt. przejazd nią to przejazd w niekończącym się korku). A że jest daleko od miejsc, w których będziemy, odpada. Ze względu na lokalizację i przeludnienie turystami, odpadają też bajkowe Lofoty choć serce krwawi. I co nam zostało? Mniej znane a przez to niezatłoczone miejscówki. Tygrysy lubią to! Coolcation czas zacząć!

Pierwszy etap podróży zakończyliśmy w miejscowości Jelling na południu Danii. Szukaliśmy czegoś w pobliskim Vejle i z braku ciekawszych miejscówek wybraliśmy miasteczko znane z jednego kamienia, który nota bene okazał się dwoma kamieniami. W każdym razie kamlot został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nie powiem, że nas to szczególnie zainteresowało, bo co ciekawego może być w kamieniu? Nawet wpisanym na tak prestiżową listę sław? Nie jest on wyjątkowo duży, a że są na nim runy? No proooooszę, takich kamieni z runami widziałam w Danii już kilka i jakoś do tej pory szczególnego wrażenia na mnie nie robiły. Jak się nie trudno zorientować, życie szybko nas zmusiło do weryfikacji naszych ograniczonych poglądów.


Zacznijmy jednak od początku. Po kilku godzinach podróży wjechaliśmy do centrum Jelling, bo tam według Booking znajdował się zarezerwowany przez nas hotel. 


Parkujemy, hotel owszem jest, ale jakoś tak w nim ciemno, a na drzwiach do restauracji wisi radośnie kartka, że "we are closed". No super, tylko pytanie kto jest "we"? Tylko restauracja, czy również hotel? Śniadanie co prawda mamy w cenie hotelu ale jak nam je z braku restauracji przyniosą do łóżka to przecież się nie pogniewamy.  Restauracja więc pół biedy,  ale hotel też nie wygląda... Łapiemy za klamkę wejścia do naszej potencjalnej miejscówki i z konsternacją kwitujemy, że "we" dotyczy też hotelu. To gdzie będziemy spać? Teren centrum miasteczka nawet by się na camping nadawał, bo to między innymi duży, zadbany i skoszony pod linijkę trawnik, ale my namiotu ze sobą nie mamy... Nagle otwierają się drzwi hotelu a pojawiający się w nich mężczyzna rzuca w naszym kierunku zapytanie, z którego wyłapujemy imię męża (mąż bookował nocleg). Radość nasza jest wielka, bo jednak mamy gdzie spać, tylko po prostu jesteśmy jedynymi gośćmi w hotelu. Dostajemy nawet do niego (hotelu!!!!, nie pokoju) nasz osobowy klucz! VIP to najwyraźniej nasze drugie imię ;) 


A do tego jak się dowiadujemy, wybrany przez nas hotel to duńskie dziedzictwo kulturowe, którego początki sięgają roku 1283! Od stuleci zajazdy tego typu zapewniają gościnę podróżnym z całego kraju. Początkowo odbywało się to za zgodą państwa, na której opierał się przywilej królewski i nazwa "Królewskie Zajazdy Uprzywilejowane". W 1912 roku wprowadzono nowy system oparty na innych zezwoleniach i w zasadzie zniesiono nazwę „Królewskie Zajazdy Uprzywilejowane”. Odtąd mogły one nazywać się „Zajazdami z byłymi Królewskimi Uprzywilejowanymi Właścicielami”. Jak dla mnie to wyłącznie nomenklaturowa ruletka, ważne, że uprzywilejowanie zostało ;)

Zajazdy więc nadal czują się uprzywilejowane (a jak uprzywilejowani czują się ich właściciele!). W 2019 roku Archiwum Narodowe zatwierdziło 47 zajazdów do używania królewskiej korony w swoim logo i materiałach marketingowych (wszak uprzywilejowanie może mieć różne formy). 35 z tych zatwierdzonych zajazdów jest członkami stowarzyszenia „KongeKroneKroer” w Danii. Oznacza to między innymi, że zajazd musiał wcześniej posiadać przywilej korony królewskiej oraz że budynek zajazdu musi wyglądać na co najmniej 109-letni (dlaczego tylko wyglądać a nie być i dlaczego akurat 109, tego nie udało mi się ustalić) 


Mamy więc już nasz prestiżowy hotel, pora coś zwiedzić. Ponieważ teren centrum miasteczka robi na nas bardzo pozytywne wrażenie podejmujemy decyzję, że planowane zwiedzanie Veile przełożymy na później, a najpierw obejrzymy sobie jednak ów sławny kamień.

Mamy do niego dosłownie 2 kroki. Jeszcze nie do końca świadomi tego co się dzieje, zanurzamy się w świat Wikingów i związanej z nimi fascynującej historii Danii.

Pamiętacie króla Danii Haralda Bluetootha? Gorm Stary i Thyra Danebod to jego królewscy rodzice, a cała trójka jest nierozerwalnie związana jest z Jelling. W sławnej duńskiej przeszłości – epoce wikingów – ci dwaj królowie zajmowali się sprawami Danii z poziomu Jelling, a dwa sławne kamienie są niemymi świadkami ich poczynań. Kamienie posiadają na sobie teksty wykonane pismem runicznym.


Napis na mniejszym z nich, to swego rodzaju pamiątka na cześć żony Gorma - Thyry. Tekst na kamieniu powstał ok 955 roku i głosi, że „Król Gorm stawia ten nagrobek swojej żonie Tyrze, pani Danii”. Niby nic ale tak na prawdę to bardzo ważny przekaz, ponieważ w słowach wyrytych na kamieniu po raz pierwszy w historii duńskiej pojawia się nazwa państwa Dania! Kamień leżał przed kościołem do około 400 lat temu, zaś jego pierwotne położenie jest nieznane (kto by się wtedy przejmował zwykłym kamlotem ;) - aż dziw, że nie zamieszano w jego powstanie obcej cywilizacji ;)).

Większy głaz powstał na zlecenie króla Haralda Bluetooth około roku 965.

W transliteracji napis na większym kamieniu brzmi: „Król Harald zlecił postawienie tego pomnika dla Gorma, swego ojca, i Tyry, swojej matki – ten Harald, który rządził Danią i całą Nordią i który uczynił Duńczyków chrześcijanami”. W ten sposób Harald wspomina o swoich podbojach i przejęciu władzy nad całą Danią i Norwegią (wszak Facebooka i innych Insta wtedy jeszcze nie było, a dobry PR to podstawa chyba w przypadku każdego liczącego się szefa). Ponadto po raz pierwszy w historii, duński (i przy okazji norweski) król ogłosił swoje królestwo chrześcijańskim. Na kamieniu runicznym Haralda widnieje najstarszy odnaleziony w Danii wizerunek Chrystusa. Dlatego kamień ten nazywa się często „świadectwem chrztu Danii”. Umieszczona na nim płaskorzeźba drukowana jest dziś na wewnętrznej stronie okładki paszportów duńskich:

Internety twierdzą, że chodzi o tę grafikę

Głaz Haralda jest wysoki na 2,43 metra i waży ok. 10 ton. Napisy i rysunki umieszczone są na całej jego powierzchni (tj. na trzech stronach).

A tak swoją drogą, to czy nie krąży Wam po głowie pytanie "dlaczego kamień"? Wszak rzecz raczej trudna do obróbki, a i efekt mocno niepewny jak się rzeźbiarzowi dłuto omsknie. Zleceniodawca może nie doczekać ukończenia dzieła bo i proces długotrwały (nawet jak się rzeźbiarza zmotywuje premią w postaci zakucia w dyby w razie niedotrzymania terminu). Ale w sumie to jakie były alternatywy? Drewno mało trwałe, papier wynaleziono jakieś 800 lat wcześniej, ale Chińczycy dobrze chowali recepturę jego wykonania i do Europy trafił tak na prawdę dopiero w XI wieku. W sumie więc wybór kamienia nie był taki głupi prawda?

W lutym 2011 roku 15-letni autystyczny chłopiec zwandalizował (ciekawe słowo "zwandalizować" ) większy z kamieni, pisząc na nim zieloną farbą w sprayu słowo Gelwane. Chłopiec nie potrafił wyjaśnić, co oznacza to słowo. Natychmiast przystąpiono do oczyszczania kamienia (z papierem by nie było tak łatwo!), a koszty przedsięwzięcia zostały oszacowane przez media na od 100 do 200 tys. DKK. Aby uchronić kamienie przed kolejnymi wandalizmami oraz dalszymi niszczącymi czynnikami atmosferycznymi, po zakończeniu restauracji zostały one umieszczone w szklanych gablotach.

Sami więc widzicie, że niby zwykłe kamienie, a w rzeczywistości to ważne artefakty historii Danii.

Kamienie leżą obok wejścia do urokliwego kościółka, po którego obu stronach widnieją dwa sporawe kopce. Sam kościółek powstał ok roku 1100 i był kilkukrotnie przebudowywany.  Pod posadzką, tuż przed ołtarzem, odkryto ludzki szkielet, który jak się przypuszcza był szczątkami króla Gorma Starego (czyli to taki trochę nasz odpowiednik katedry w Poznaniu).



Na północ od kościoła znajduje się Kopiec Północny, który jest jednym z największych znanych nam kopców z epoki wikingów. Wewnątrz kopca odkryto komorę grobową, a drewno użyte do jej budowy zostało ścięte zimą 958/959 roku. 

Ciekawa jest historia odkrycia tejże komory. Otóż w 1820 roku wyschła jedna z ważniejszych studni w mieście. Co dziwne, znajdowała się na szczycie Kopca Północnego, więc mieszkańcy Jelling przekopali go w poszukiwaniu wody (czyli zwandalizowali ;) ). Nie znaleźli wody, a jedynie komorę grobową, która najprawdopodobniej była przeznaczona dla Gorma lub Thyry - jednym słowem nie ma tego złego... A tak swoją drogą to wyobrażacie sobie baty jakie by spadły na kogoś kto by wykopał dołek w Kopcu Kościuszki? To się nazywa ewolucja priorytetów przez wieki historii ;)


Ale wróćmy do historii z ery Wikingów. Po śmierci ojca, jak to zwykle bywa, na tron wstąpił jego syn Harald. Kilka lat później, gdy przyjął chrzest i zaordynował powstanie większego Kamienia z Jelling, aby upamiętnić to wydarzenie, zrodził się kolejny projekt budowlany, w postaci kolejnego kopca. Kopiec Południowy najprawdopodobniej pełnił rolę pomnika grobowego, bo przeprowadzone prace nie ujawniły w nim komory grobowej (ani nie znaleźli jej przedsiębiorczy mieszczanie).

plan historycznej osady Jelling

Na kopce prowadzą schody wybudowane współcześniej (bodajże w XIX wieku), aby umożliwić wejście na kopce ówczesnej parze królewskiej:


Po chrzcie, Harald zbudował wokół istniejącej w tym miejscu osady palisadę (zapewne w celach obronnych - swoją drogą ciekawa sprawa - a gdzie chrześcijańska teoria nadstawiania drugiego policzka?). Dla podróżnych zbliżających się do Jelling palisada ta musiała być imponującym elementem krajobrazu, ponieważ szacuje się, że mierzyła  od czterech do pięciu metrów wysokości. Obszar wewnątrz tych drewnianych murów miał powierzchnię około 20 boisk piłkarskich. Dziś białe betonowe słupy wskazują miejsce, w którym kiedyś stał drewniany mur z czasów wikingów.



Na terenie osady odkryto ogromną halę, która prawdopodobnie była miejscem zgromadzeń i obrad w zakresie decyzji rządowych (taki nasz Sejm).

W epoce wikingów potężni ludzie mogli zostać pochowani na statku. Używano do tego celu zarówno prawdziwych statków, jak i specjalnych, kamiennych okrętów (z braku pobliskiego morza?). Taki kamienny okręt powstał także w Jelling, a został wykonany z dużych granitowych płyt. Statek pogrzebowy, obecnie oznaczony białymi, betonowymi płytami, miał ponad 350 metrów długości, a jego centrum stanowił Kopiec Północny. 



Statek miał umożliwiać zmarłym podróż do świata bogów i jest największą tego typu konstrukcją na świecie. Duże kamienie położone w epoce wikingów wciąż są widoczne pod podniesionymi betonowymi płytami na północnym krańcu.


Widzicie więc, że tak niepozorna miejscowość stanowi bardzo istotną cegiełkę w bogatej historii Danii.

My tym czasem udajemy na zwiedzanie Vejle. Wszak po to rezerwowaliśmy nocleg w tej okolicy. Słyszałam wcześniej, że jest to piękne i nowoczesne miasto, które warto zobaczyć.

Tym czasem okazało się, że owa nowoczesność jest reprezentowana głównie przez dwa budynki usytuowane w pobliżu mariny i nowoczesnego kompleksu bloków mieszkalnych. Całość prezentuje się interesująco, lecz choć ja lubię nowoczesną architekturę, to jednak w moim odczuciu hołdujące historii Jelling zrobiło na mnie dużo większe wrażenie. Ale wróćmy do Vejle. 

Pierwsze co rzuca nam się w oczy w porcie, to ciekawa bryła Fjordenhus.


Budynek został zaprojektowany przez duńsko-islandzkiego artystę Olafura Eliassona i architekta Sebastiana Behmanna ze Studio Olafur Eliasson, a jego otwarcie nastąpiło w 2018 roku. Swego rodzaju futurystyczna wieża jest siedzibą firmy inwestycyjnej Kirk Kapital. Charakteryzuje się unikalnym designem z cylindrycznymi formami, ceglanymi powierzchniami i zakrzywionymi szklanymi oknami, odzwierciedlającymi otoczenie fiordu. Parter Fjordenhus jest otwarty dla publiczności, prezentując dzieła sztuki Olafura Eliassona. 








Niedaleko od Fjordenhus, znajduje się "Fala w Vejle" (The Wave in Vejle). Charakterystyczny design budynku składa się z pięciu falistych fasad, przypominających fale morskie. Jest to budynek mieszkalny, a każda z pięciu "fal" ma dziewięć pięter. Projekt Fali w Vejle jest przykładem nowoczesnej architektury, która harmonijnie współgra z otoczeniem i nawiązuje do naturalnego krajobrazu. 




Tyle udało nam się zobaczyć podczas naszego krótkiego spaceru po Vejle. Jeśli chcielibyście zaparkować auto w pobliżu tych dwóch budynków, polecam parking na dachu przy adresie Kahytten 2, 7100 Vejle. Część wspominanego parkingu jest bezpłatna, a znajduje się on przy samym Fjordenhus.

W moim odczuciu nowoczesne Vejle otula historyczne Jelling tak jak szklane tafle otulają cenne kamienie runiczne. Taki mariaż historii i nowoczesności - w sam raz na wieczorny przystanek w drodze do Norwegii.


Jeśli chcecie zobaczyć jak wyglądała nasza trasa na mapie, albo po prostu zlokalizować na mapie opisane w poście lokalizacje zapraszam do mapy. Linka do lokalizacji na mapie Google znajdziecie także poniżej - szukajcie pod tekstem słowa "Lokalizacja...."

A jeśli chcecie przeczytać więcej wpisów w moim blogu, z pewnością ułatwi Wam to TA LISTA , zaś zbiór wszystkich map znajdziecie TUTAJ.

Możecie także przejść do mapy interaktywnej, która otworzy się dla Waszej wygody w nowym oknie. Najedź na wybraną pinezkę i kliknij nazwę lokalizacji, która pokaże Ci się pod mapą aby wyświetlić zdjęcia i link do odpowiedniego posta 😀. Kliknij strzałkę po prawej stronie nazwy lokalizacji, aby wyznaczyć do niej trasę. Powiększaj mapę aby zobaczyć więcej pinezek. Kliknij na napis "Patent na Wypad" (w wersji komórkowej na dole ekranu) aby wejść w legendę, gdzie znajdziesz listę lokalizacji lub będziesz mógł wpisać konkretną lokalizację w lupkę.

A może interesują Was gotowe propozycje tras? Zapraszam TUTAJ.

#patentnawypad #podroz #podroze #blog #travelblog #dania #denmark #visitdenmark #denmarktravel #Jelling #Vejle #JellingiRunes #KamienieiJelling #DuńskieDziedzictwoUNESCO #HaraldBluetooth #kamienieruniczne #runy #hostoriadanii #fjordenhus #WaveinVejle



Komentarze

  1. I bedac w Jelling nie weszliscie do muzeum? Zalujcie, naprawde. Nie jest duze, ale cudowne, interaktywne, robi naprawde wrazenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też żałuję. Niestety byliśmy tam wieczorem i było już zamknięte :( A na drugi dzień rano goniliśmy na prom do Norwegii. Jelling miało być tylko noclegiem w drodze. Nie spodziewaliśmy się, że tak nas zachwyci. To była cudna niespodzianka po drodze, która miała mieć z atrakcji "tylko kamień".

      Usuń

Prześlij komentarz