Norwegia dla opornych, czyli tipy lub - jak kto woli- porady - Urlop 2025 - Skandynawia

                        

Spis Treści

Kolejny dzień naszej skandynawskiej podróży to szybkie przemieszczenie się na północny koniuszek Danii do miejscowości Hirtshals, skąd pływają promy do Norwegii. Zaczynamy właściwą część naszej podróży, więc na początek, trochę informacji i porad dla zwiedzających Norwegię. Fakt, że byliśmy w tym kraju pierwszy raz i tylko przez dwa tygodnie, więc trudno mnie nazwać ekspertem, ale myślę, że dla osób dopiero rozpoczynających rendez-vous z Norwegią będą to przydatne informacje. A może i stali bywalcy znajdą coś dla siebie? Jeśli w czymś nie będę miała racji, poprawcie mnie proszę w komentarzu, a ja uaktualnię informacje w blogu. Ponieważ zwiedzaliśmy tylko południową część Norwegii, głównie tej części dotyczy moja wiedza (choć oczywiście sporo informacji będzie dotyczyć całego kraju).

Pierwsze koty za płoty, czyli jak dojechać do Norwegii

Generalnie najkrótsza trasa promowa z północy Dani do Norwegii przebiega pomiędzy duńskim Hirtshals i norweskim Kristiansand. Na tej trasie pływają dwaj przewoźnicy - Color Line i Fjord Line. Czas podróży to 2-3 godziny, w zależności od szybkości promu. Najszybsze promy ma Fjord Line i tymi planowaliśmy popłynąć. To wybajerzony katamaran:

Ale okazało się, że na zakup biletów dla podróżnych z autem ponad miesiąc przed terminem rejsu jest już za późno! Weźcie to pod uwagę jeśli będziecie chcieli płynąć tą trasą. Generalnie bilety w weekendy są dużo droższe od tych w inne dni tygodnia, a przynajmniej tak było w 2025 roku. Warto więc pokombinować z datami podróży i zaoszczędzić "kilka" koron.

Po przybyciu do portu, na bramce dostajemy przywieszkę na lusterko, dzięki której obsługa wie gdzie ma nas ustawić przed boardingiem:

Sam prom do Kristiansand jest ogromny, a załadunek odbywa się jednocześnie dwoma rampami! 


Pamiętajcie, że im większy prom tym mniej buja, co może być istotne dla osób cierpiących - tak jak ja- na chorobę morską. To jednak Morze Północne, a nie teoretycznie spokojny Adriatyk , więc spodziewać się można różnej pogody, nawet latem. My trafiamy na sztorm, ale pomimo moich obaw prom płynie spokojnie i stabilnie, tylko wszelkie próby wyjścia na pokład grożą urwaniem głowy bądź zdmuchnięciem z pokładu, a cegieł do kieszeni prom na wyposażeniu nie ma, co byłoby przydatne dla osób mojej postury. Nie mniej jednak, z pomocą syna dzielnie wchodzę na zewnętrzny pokład tylko po to aby się przekonać, że w życiu nie czułam na sobie wiatru o takiej sile, a mieszkam nad morzem i dla nas pojęcie "piźdz... jak w kieleckim" to normalny i standardowy stan pogody.

Musicie też wziąć pod uwagę, że czasem z powodu pogody zdarza się, że promy nie pływają, lub godzina odpłynięcia może być przesunięta w przód i w tył. Warto więc to sprawdzać na stronie przewoźnika.

W kwestii podróży do, lub z Norwegii warto także rozważyć opcję promu ze Świnoujścia do Ystad, Trelleborga lub Malmö w Szwecji. My tak właśnie wracaliśmy do kraju. Podróż Świnoujście Trelleborg to 6 godzin, przez Szwecję cały czas jedziecie autostradą. No i kwestia ceny promu. Co ciekawe, ten między Trelleborgiem a Świnoujściem był tańszy niż między Hirtshals i Kristiansand.

Drogi, tunele, promy i mosty - czyli jak podróżować i nie zwariować

Generalnie Norwegia to kraj tuneli, czy jak kto woli absolutna tuneloza. Jeśli nie lubicie nimi jeździć i nie radzicie sobie z tą rozrywką budowniczych dróg, lub też cierpicie na klaustrofobię, nawet nie próbujcie jechać do tego kraju. Ze względu na ukształtowanie terenu, czyli zasadniczo góry w symbiozie z fiordami, wszelkie Wasze podróże będą się wiązały z jazdą nieskończoną ilością tuneli z przerwami na przeprawy promowe. My podczas dwóch tygodni w Norwegii 288 razy przejechaliśmy przez różne tunele. Skąd to wiemy? Cóż... Na okoliczność ich liczenia zaopatrzyliśmy się w taki przydatny liczniczek :)

Sporo prawda? No, ale nie ma co się dziwić, skoro z naszej miejscówki w Myrkdalen do Bergen mieliśmy po drodze 44 tunele w jedną stronę, a to tylko 130 km!


Z małymi wyjątkami, będą to tunele jednodziurowe, czyli takie z jedną jezdnią, którą ruch odbywa się w obie strony. O ile promów przy odrobinie kombinowania (i masie dodatkowego czasu) uda się uniknąć, o tyle taki myk raczej nie przejdzie z tunelami. 

Jeżdżąc tunelami możecie napotykać takie ciekawostki jak ronda w tunelu:

To niebieskie światło stymuluje organizm kierowcy do aktywności, poprawia koncentrację i wydajność.

Ale można też spotkać tunele z odcinkami ze zmiennym oświetleniem:




albo takie, w których znajdują się jaskinie, czy też poszerzenia tunelu, a światło w nich ma imitować wschód słońca (tak twierdzą Norwegowie, ja sama bym nie wpadła na takie określenie, jakkolwiek by romantycznie ono nie brzmiało)!


To akurat innowacja zastosowana w najdłuższym tunelu drogowym świata, który liczy 24,5 km i znajduje się oczywiście w Norwegii (co za niespodzianka! ;) ). Reszta tuneli ma od kilkudziesięciu metrów do kilkunastu kilometrów. Tak na moje oko, średnia długość tuneli to jakieś półtora kilometra.

Co ciekawe, w tym najdłuższym tunelu odbył się specyficzny koncert legendarnego chóru chłopięcego Sølvguttene. Chór przyjechał autobusem, który zatrzymał się w specjalnej zatoce. Dla bezpieczeństwa konieczne było czasowe wstrzymanie ruchu – na czas koncertu tunel został zamknięty w obu kierunkach, a kierowców poproszono o wyłączenie silników. Jeśli chcecie zobaczyć jak to wyglądało, na serwisie YT można zobaczyć TAKI OTO FILM

Niektóre tunele przebiegają pod wodą, a w zasadzie pod fiordami. Tak na prawdę widokowo nie różnią się one od innych tuneli, ale bądźmy szczerzy - tunele widokowo są raczej słabe. Jedyna różnica tuneli podwodnych to zauważalny spadek jezdni w początkowym odcinku i jazda pod górę po minięciu najniższego punktu. Czasami jadąc takim tunelem poczujecie różnicę ciśnienia w uszach (coś jak podczas startu samolotu). Taki na przykład tunel łączący Stavanger z wyspą Fjøløy (Byfjordtunnelen) przebiega 223 metry pod powierzchnią morza. Swoją drogą, polecam się pojechać na tą wyspę przy okazji zwiedzania Stavanger - napiszę o tym w jednym z kolejnych postów.

Aby było jeszcze ciekawiej, Norwedzy wymyślili spiralne tunele w środku góry. To chyba opcja dla fanów wesołych miasteczek, bo mi już po pierwszym kole zaczęło się kręcić w głowie! Taką atrakcję spotkacie na drodze do wodospadu Vøringsfoss.

Ale wróćmy do promów. Nie wyobrażam sobie dlaczego ktoś miałby ich unikać. Są one wygodne, pływają dość często, a widoki z promów są fantastyczne. 


Jednak oglądając pewien volg na YT usłyszałam, jak jego twórcy powiedzieli coś takiego: "w końcu odważyliśmy się na przeprawę promowa, bo nie mieliśmy innego wyjścia". Dlatego jeśli należycie do tej unikającej promów grupy, chciałabym Was uspokoić. Podróżowanie promami jest bardzo proste i komfortowe. Większość z nich jest elektryczna, więc pływają bezszelestnie! Jak dla mnie to rewelacja! Ciekawie też się obserwowało jak taki prom podpływał do przystani i podłączał wtyczkę do ładowania.

Promy zazwyczaj pływają bardzo często, a przynajmniej tak jest na południu Norwegii. Z tego co słyszałam, północ rządzi się w tym zakresie własnymi prawami. Ja podróżowałam tylko po południu Norwegii, więc piszę to z punktu widzenia tej destynacji. 

Jeśli chcecie sprawdzić kiedy odpływa prom z danej przystani, wystarczy Wam aplikacja Mapy Google. Wyszukujemy interesującą nas miejscowość z przeprawą promową, klikamy w pojawiającą się ikonkę promu:

a Google pokazuje Wam rozkład jazdy (a w zasadzie nie tyle jazdy co pływania):

Podjeżdżacie pod przystań, stajecie w odpowiednim miejscu (poprowadzą Was napisy na asfalcie, lub inne tego typu czytelne oznaczenia) i czekacie na swoją kolej wjazdu na prom. Obsługa Was dokładnie pokieruje gdzie wjechać i gdzie stanąć. Czasem jest też tak, że prom do wybranej przystani ma po drodze dodatkowy przystanek. Biorąc pod uwagę fakt, że promy są dwustronne i zasadniczo nie wykręcają przed przybiciem do brzegu, może się Wam pojawić pytanie, co w takiej sytuacji robi obsługa promu? Przecież z powodu pośredniego przystanku, w miejscu docelowym będziecie musieli zjeżdżać z promu tyłem! Otóż nie! Podczas wjeżdżania na prom obsługa każe Wam już na samym promie zatoczyć koło i stanąć tak, abyście w docelowym porcie stali przodem do wyjazdu. 

Co ciekawe, niektóre (a może nawet więcej niż niektóre, nie sprawdzaliśmy wszystkich) promy, którymi pływaliśmy były produkowane w Polsce! 

My w czasie naszego dwutygodniowego pobytu w południowej Norwegii ani razu nie musieliśmy czekać do kolejnego promu, z powodu braku miejsc o wybranej godzinie. 

Jeśli chodzi o płatności za przeprawy promowe to albo płacimy gotówką lub częściej kartą u obsługi, ale najczęściej płatności są obsługiwane przez system Epass24, o którym napiszę poniżej.

Najpierw jednak trochę informacji o podróżowaniu po Norwegii. Oprócz promów i tuneli mamy tutaj także normalne drogi. Z tym, że "normalne" po norwesku. Co to znaczy? Cóż...może już zauważyliście, że jeśli wyznaczycie jakąkolwiek trasę z punktu A do punktu B to Google podaje czasy z kosmosu. A może raczej przez kosmos, bo jak można np. 100 km jechać 3 godziny? Otóż w Norwegii można i tak się jeździ. Dlaczego? Po pierwsze: niemal całkowity brak autostrad. Po drugie: sporo dróg jest wąskich lub bardzo wąskich. Jedna wąska nitka dla ruchu dwukierunkowego z mijankami (bo gdzieś się trzeba minąć z wszechobecnymi kamperami) to częsta sytuacja. Zwłaszcza na przepięknych trasach widokowych, których polecam zobaczyć jak najwięcej. 


Kolejny aspekt to konieczność stosowania klapek na oczach jeśli się chce podróżować szybciej. Tak, tak, takich jak mają na głowach biedne koniki na trasie do Morskiego Oka itp. Chodzi o to, żeby skupić się na drodze i nie rozglądać dookoła. W sumie to przydadzą się też zatyczki do uszu aby nie słyszeć skamlenia tudzież niecenzuralnych słów towarzyszy podróży, którzy koniecznie będą chcieli się zatrzymywać. I to niekoniecznie z powodu konieczności skorzystania z toalety czy strachu jeżdżenia wąskimi drogami i mijania się "na lusterka", a w zasadzie na "bezlusterka" bo czasem złożenie lusterek jest niezbędne przy mijankach. Oczywiście bać się też mogą kierowcy, ale wtedy jest już grubo. Nie mniej jednak powodem takich skrajnych zachowań będą głównie widoki. Bo jak to się nie zatrzymać i nie zrobić pierdyliarda zdjęć? Chylę czoła przed tymi, którym się to udało. Ja przez dwa tygodnie zrobiłam ich ponad 4 tysiące. Norwegia przesadza nie tylko w ilości posiadanych tuneli, ale też w ilości obłędnych widoków, które otoczą Was wszędzie jak tylko wyjedziecie z rzeczonych tuneli. Kolejny powód powolnej jazdy to ograniczenia prędkości. Są one bardzo liczne a ich nieprzestrzeganie jest bolesne dla portfeli. Bardzo bolesne. Słyszeliście o tym, że Norwegia jest droga? No to do kompletu wspomnień załapcie się na mandat za przekroczenie prędkości. Jestem przekonana, że na długo go zapamiętacie i skutecznie Was wyleczy z piratowania. W sumie to ja nie lubię piratów drogowych i sama preferuję przepisową jazdę, ale podróżując po Norwegii dopadła mnie pewna refleksja. Wyobraźcie sobie taką sytuację: droga prosta, puściutka, a dopuszczalna prędkość 70 km/h. Aż się chce przycisnąć i pojechać szybciej, ale się tego nie robi bo w Norwegii przekroczenie prędkości to niemal przestępstwo. Jedzie się więc godzinę, po drugiej ma się już dosyć tej monotonnej jazdy, na początku trzeciej godziny się ... zasypia. Jestem przekonana, że więcej wypadków na norweskich drogach powodują zasypiający z powodu monotonii jazdy niż piratujący kierowcy. Ja jako pasażer odpływałam średnio po 10 minutach od wyruszenia w podróż.

Oczywiście nie można także nie wspomnieć o mostach, które są często piękne i oferują niezapomniane widoki. Niektóre z nich są niestety płatne, ale ich zbudowanie przecież nie było tanie!


Uważajcie też .na wszechobecne na drogach owce!


Podobno można też spotkać renifery, ale my najwyraźniej nie mieliśmy tyle szczęścia, no może oprócz takich:

Płatności za atrakcje drogowe, czyli generalnie za wszystko czym będziecie jechać

Ale wróćmy do opłat drogowych. Jak już wspomniałam, większość z nich będzie się odbywała przez system Epass24 na zasadzie sczytywania numerów rejestracyjnych tablic. Będą to opłaty za drogi, mosty, tunele i większość promów. Faktura przyjdzie do Was listem, lub kwota do zapłaty pokaże się po zakończeniu danego miesiąca w aplikacji jeśli ją sobie zainstalujecie. Następnie zejdzie z podpiętej karty lub będziecie musieli ją opłacić w aplikacji. Cały system jest prosty w obsłudze, a w zasadzie bezobsługowy, bo po Waszej stronie będzie tyko dokonanie płatności jeśli wcześniej nie podepniecie karty. Polecam przed wjazdem do Norwegii zarejestrować auto w systemie Epass24, bo to pozwoli Wam uniknąć opłaty za ustalenie adresu właściciela auta w przypadku jeśli Wasze auto nie będzie w nim zarejestrowane (bo rejestracja nie jest obowiązkowa, ale przy jej braku konieczne będzie dodatkowe ustalenie danych płatnika). Inna sprawa, że przy braku rejestracji niektórzy przez to mogą nie dostać faktury ;) Jeśli chodzi o wysokość opłat, to my w wakacje przez 2 tygodnie wyjeździliśmy 450 zł wszelakich płatności drogowych  (2025 rok), czyli za drogi, mosty, tunele i promy. System Epass 24 działa też w Szwecji i podobno w Danii (tego nie sprawdzałam).

Oprócz Epass24 mamy też AutoPass. Wybór między AutoPass a Epass24 zależy od celu podróży: AutoPass to norweski system poboru opłat drogowych z fizycznymi chipami, przeznaczony dla dłuższych pobytów, podczas gdy Epass24 jest platformą do zarządzania opłatami dla zagranicznych pojazdów, umożliwiającą elektroniczne rozliczenie przejazdów w Norwegii i Szwecji, co jest wygodne dla turystów i osób z zagranicznymi rejestracjami. Aby korzystać AutoPass trzeba zakupić wspomniany czip i podobno zdeponować określoną kwotę (2000 NOK?) na prepaidowym koncie, za to ma się możliwość z korzystania z systemu zniżek i rabatów, których nie oferuje Epass24.

No i mamy też drogi prywatne. Płatności za nie odbywają się poprzez różne automaty, strony www, albo (już teraz rzadziej) umieszczone przy drodze skrzyneczki do włożenia pieniędzy

Paliwo i tankowanie

Aby jeździć, auto potrzebuje paliwa. Co prawda były próby dostosowania silników aut do jazdy na wodę (a tej w Norwegii z racji wszechobecnych wodospadów nie brakuje), ale niestety spaliły na panewce (zapewne maczali w tym palce producenci paliw ;) ). Dlatego też od czasu do czasu trzeba się zatankować. Cena diesla w sierpniu 2025 wynosiła 19-22 NOK (6,93-8,03 PLN). Jeśli jesteście fanami płacenia gotówką to weźcie pod uwagę, że na stacjach benzynowych nie będzie to takie proste. Trzeba najpierw podejść do kasy, dokładnie określić się ile benzyny chcemy zatankować, zapłacić i zatankować. Niby nic skomplikowanego, ale konia z rzędem temu, kto przy chęci zatankowania na full będzie w stanie dokładnie określić ile paliwa wejdzie mu do baku. A co jeśli poda za dużo? Co z paliwem, które się nie zmieści? Trzeba nadstawić usta? Trochę to dla mnie dziwne. Czy to taki problem aby najpierw zatankować a potem zapłacić za tyle ile weszło do baku? W Norwegii chyba aż tak nie kradną, aby się stacje miały obawiać tego, że ktoś zatankuje i nie zapłaci? Czego jak czego, ale ropy akurat w tym kraju nie brakuje - dla niezorientowanych podaję, że Norwegia jest tak bogatym krajem, ponieważ wzbogaciła się właśnie na wydobyciu ropy.

Pamiętajcie, że na trasach widokowych, o których napiszę poniżej, stacji paliw jest jak na lekarstwo, najczęściej nie ma ich wcale.

Za darmo to uczciwa cena, ale nie w Norwegii, czyli co za ile

Przy okazji cen, dla porównania wrzuciłam dwa paragony do tłumaczenia i dostałam coś takiego (ceny oczywiście w NOK)



Jak to zazwyczaj bywa, translator nie poradził sobie z niektórymi tłumaczeniami, bo nie kupowaliśmy ani cegieł ani spodni, ale myślę, ze przynajmniej niektóre towary są przetłumaczone w miarę dobrze i dadzą Wam ogólny pogląd na koszty niektórych produktów. Zakupy były robione w sierpniu 2025. w dwóch popularnych i podobno najtańszych sklepach: Rema 1000 i Kiwi.

Jak i gdzie zjeść a przy okazji nie przejeść wszystkich funduszy przeznaczonych na wyjazd

Przyznam, że podczas naszego wyjazdu nie korzystaliśmy z oferty norweskich restauracji. Nie ukrywam, że nie za bardzo chciałam testować cierpliwość mojego portfela, ale tak na prawdę główną przyczyną takiego stanu rzeczy był fakt, że trasy naszej podróży przebiegały przez tereny, gdzie ciężko było uświadczyć jakiegoś sklepu, a co dopiero miejsca, gdzie można było zjeść normalny posiłek. Zapomnijcie więc o tym, że na trasie widokowej znajdziecie budkę z hot dogiem lub innym kebabem ;) Na serio, tego po prostu nie ma. Ale trudno się dziwić, skoro ogromna ilość turystów podróżuje kamperami, gdzie sami sobie przygotowują posiłki. My podróżowaliśmy własnym autem, a z doświadczenia wiem, że gdy na trzeci dzień takiego tripu proponuję mojej rodzinie kanapki to uciekają gdzie pieprz rośnie. Zresztą ja sama, choć najmniej wybredna w zakresie jedzenia, też mam ich dosyć. Dlatego naszym norweskim patentem stało się coś takiego:


plus oczywiście dania instant (dania, nie zupki typu "siła po śmierci"). Swoją drogą, dania które przywiozłam z Polski były o niebo lepsze niż norweskie zupki, ale wiadomo, nad gustami się nie dyskutuje. W każdym razie pamiętajcie, że jakąkolwiek "kuchenkę" bycie nie zakupili, ważne, aby była wyposażona w osłonę przeciwwiatrową!

Kochane pieniążki przyślijcie rodzice, czyli jak się skontaktować z rodziną i znajomymi oraz jak wrzucić foty na Insta

Mamy już coś dla ciała, a teraz coś dla rodziny w Polsce, której od czasu do czasu trzeba dać znać, że nas jeszcze nie pożarły fiordy. Czyli Internet i połączenia telefoniczne. My korzystamy z T-Mobile i dla nas połączenia i roaming były takie same jak w innych krajach UE (choć Norwegia nie jest członkiem UE). Podejrzewam, że u innych operatorów wygląda to tak samo.

Pisałam już o tym, co kupujemy dla ciała, a teraz odwrotnie, czyli co ciało daje czy też wydaje ;) Czyli toalety. To było dla mnie niespodziewane, ogromne rozczarowanie Norwegią. Myślałam, że tak jak w Danii, będą one w dużej ilości i będą czyste. Tym czasem było odwrotnie, a wręcz tragicznie. Było ich bardzo mało, a jak już były to najczęściej zamknięte. Zaś wśród tych obecnych i otwartych znaczna większość była brudna z opcją koszmarnie brudna (często tak bardzo, że nawet w pegazce nie dało rady do nich wejść). Zapewne niektórzy z Was powiedzą: a co z toaletami na stacjach paliw? A widzieliście toalety na stacjach samoobsługowych? No właśnie! Dla mnie osobiście planowanie rano przy śniadaniu czy na pewno mogę wypić kawę biorąc pod uwagę logistyczne trudności ze znalezieniem toalety, jest koszmarem (zazwyczaj cały dzień gdzieś jeździliśmy i zwiedzaliśmy). Wiecie jak jest. Kobiecie nie jest łatwo opróżnić pęcherz pod drzewkiem, pomijając fakt, że na tzw. trasach widokowych drzewek często jak na lekarstwo. W zakresie mojej oceny kultury toaletowej Norwegii, daję w skali od 1 do 10 mocne -20 (minus dwadzieścia) :/ Jedyne toalety o przyzwoitym stopniu wyglądu były na promach. Ale pływanie promem tylko po to aby się wysikać jest słabą opcją. Nie wiem z czego wynika taki stan rzeczy, ale sądząc po tym jak wyglądały niektóre publiczne toalety to nie wykluczone, że były do nich opróżniane zbiorniki z kamperów. Sytuacji nie ratuje nawet fakt, że niektóre toalety mają na prawdę ciekawą architekturę. 

Ale co po ciekawej architekturze toalety, z której nie można skorzystać?

Czego w Norwegii jest najwięcej oprócz wodospadów, czyli kilka słów o kamperach z punktu widzenia osoby, która nigdy nimi nie podróżowała

Wspomniałam już o kamperach. Chyba nigdzie nie zobaczycie ich tyle co w Norwegii. Ale generalnie Norwegia jest krajem trudnym do zwiedzania. Pomimo tego, że piękne miejsca są niemal co krok, to jednak aby ich zobaczyć w miarę rozsądną ilość, trzeba się trochę najeździć. I nawet, jeśli nie są to duże odległości, to z powodu konieczności korzystania z promów i ogólnego tempa w jakim się jeździ po Norwegii (patrz wyżej), kampery wydają się świetnym rozwiązaniem choćby z tego powodu, że codziennie nie trzeba wracać do zarezerwowanej miejscówki, albo nie trzeba po raz n-ty rozpakowywać się w kolejnej. My na przykład w ciągu 2 tygodni spaliśmy w 7 różnych miejscach (podróżowaliśmy autem osobowym). Z kolei kamperem można się zatrzymać niemal wszędzie i biwakowanie na dziko to w zasadzie norma. Wyobrażam też sobie, że poranne picie kawy w przepięknych okolicznościach przyrody jest bonusem nie do przecenienia. 


Co prawda nigdy nie jeździliśmy kamperem, ale wyobrażam sobie, że podróżowanie nim ma jednak bardzo dużo ograniczeń, których nie widać na pierwszy rzut oka. Mieszka się w bardzo ograniczonej przestrzeni. Przy ładnej pogodzie zapewne jest łatwiej, ale jak pada to już staje się to problematyczne. A w Norwegii potrafi padać! Nie wszędzie się wjedzie kamperem. Parkując na dziko trzeba mieć świadomość, że prąd potrzebny do codziennego funkcjonowania (choćby do załadowania komórki aby mieć nawigację), kiedyś może się skończyć (nawet jeśli macie panele solarne na dachu - coś mówiłam o norweskiej pogodzie?). Tak samo z wodą i ściekami. Tzn. kończy się woda, ścieki wprost przeciwnie. Kamperów nie opróżnia się przecież na ulicę (czy do publicznej toalety). Chyba... - patrzcie wyżej mój wpis o toaletach. Gaz do przygotowywania posiłków trzeba uzupełniać. Pewnie można mieć jakąś zapasową butlę, ale trzeba też mieć miejsce na jej przechowywanie. A kampera nie można przecież załadować tak jak Chińczycy pakują towary, czyli na popych nogą, bo każde auto ma dopuszczalną masę całkowitą. A to jest podobno często kontrolowane w kamperach przez służby drogowe. Wynajem kamperów nie jest tani, a do tego dochodzą opłaty za parkowanie na campingach. A co jeśli wynajęty kamper się popsuje? Jak wiadomo stan techniczny wynajmowanych pojazdów jest różny. Słyszałam historię Polaków, którzy w takiej sytuacji zostali dosłownie z niczym. Kamper musiał być odstawiony do serwisu, a oni nawet nie mieli jak zabrać swoich rzeczy i jedzenia, bo najzwyczajniej tego nie przewidzieli i nie zabrali ze sobą jakichkolwiek toreb czy walizek! 

Z drugiej strony kampery mają własne toalety ;) Mają też coś co ja osobiście bardzo cenię: niezależność. Możecie pojechać tam gdzie akurat nie pada i tam zaparkować, możecie zmieniać plany w zależności od pogody. To z pewnością bardzo ułatwia zwiedzanie Norwegii.

To, co w Norwegii jest piękne nawet przy brzydkiej pogodzie, czyli trasy widokowe

Jeśli chodzi o zwiedzanie, to oprócz klasyków jak fiordy i atrakcje takie jak Preikestolen, Trolltunga i spółka, miejscami, które musicie zobaczyć są trasy widokowe, zwane też "scenic routes". Polecam stronę opisującą większość z nich: Norwegian Scenic Routes. Dla mnie to właśnie one były najpiękniejszymi miejscami, w Norwegii i zachwyciły mnie o niebo bardziej niż fiordy. 




W kolejnych postach opiszę kilka z nich, a nawet podlinkuję moje filmiki z tych tras. 

A jeśli podczas Waszych wojaży po Norwegii traficie na tego typu oznaczenia jak na zdjęciu poniżej, czyli charakterystyczny brązowy znak z nazwą kończącą się na "...fjelet" to koniecznie tam skręćcie, bo właśnie w ten sposób są oznaczane te trasy.


Jeśli jedziecie kamperem, to weźcie pod uwagę, że część z tych dróg może być dla tego typu pojazdów nie lada wyzwaniem.


To trasa dwukierunkowa, jeśli ktoś miałby wątpliwości :)

Norweska architektura

Oprócz ciekawej architektury toalet, Norwegia słynie z charakterystycznych czerwonych domków. To one najczęściej pojawiają się na zdjęciach z tego kraju. Dlaczego są czerwone? Najczęściej malowano je na czerwono, ponieważ farba była najtańsza. Wytwarzano ją z lokalnych składników, takich jak krew ryb i zwierząt, czy pigment z rudy miedzi. Kolor ten był popularny wśród rybaków i rolników. Istnieje też teoria, że w czasach kiedy Norwegia była biedna, czyli całkiem nieodległych czasach sprzed początku wydobycia ropy, właściciele domów, które z powodu ceny i dostępności surowców były budowane z drewna, chcieli stworzyć iluzję, że ich domy są zbudowane z cegły, która ma właśnie czerwony kolor.


Mi osobiście zaś bardzo podobały się stare domy z zielonym dachem.



Drewniane domy w Norwegii często stoją na kamiennych podporach (jak na zdjęciu powyżej), co ma na celu przede wszystkim ochronę drewna przed wilgocią. Taka konstrukcja zapewnia lepszą cyrkulację powietrza pod budynkiem, co zapobiega gniciu i zniszczeniu drewna, a także chroni dom przed wilgocią z gruntu i zalewaniem podczas obfitych opadów deszczu lub roztopów. Dodatkowo, takie rozwiązanie pozwala na lepszą izolację budynku od zimnego podłoża.

No i najważniejsze, choć na koniec, czyli pogoda

Z pewnością znacie osoby, które Wam powiedzą "jedźcie do Norwegii, tam wcale nie jest zimno i nie pada cały czas". I niewątpliwie te osoby będą miały rację. A przynajmniej czasem będą miały rację. Na przykład lipiec 2025 był wręcz upalny, a pogoda była jak marzenie. My byliśmy na początku sierpnia i pogoda była standardowa, czyli mniej więcej połowa naszego pobytu to była piękna lub znośna pogoda, w pozostałe dni padało lub lało tak, że świata nie było widać. Oczywiście próbowaliśmy zaklinać deszcz, niestety z marnym rezultatem.

Temperatury oscylowały pomiędzy ok 20 stopni a .... 5 stopni (ale na plusie ;) ). Jednym słowem musicie być gotowi na każdą ewentualność. Okolice Bergen to najbardziej deszczowa część Norwegii, a w samym Bergen pada 438 dni w roku ;) Sama pogoda to rosyjska ruletka i nawet jeśli prognoza pokazuje, że nie będzie padać do wcale nie znaczy, że parasole się nie przydadzą. Najbardziej polecaną stroną czy aplikacją jest norweska Yr. Nie warto pogody sprawdzać dalej niż 3 dni do przodu, ale i to nie oznacza, że się ona sprawdzi (najczęściej sprawdza się średnio). Z drugiej strony czasem jest tak, że  jeden fiord dalej pogoda jest całkiem inna niż w miejscu gdzie jesteście.

Pogoda jest uzależniona od tego na ile słońce wygra walkę z chmurami (chmury to często deszcz ale też obłędne widoki z przebijającymi się przez nie promieniami słońca):


ale samo słońce też nas może w Norwegii zaskoczyć. Myślę tutaj o długości dnia. Choć białe noce kojarzą się bardziej z Petersburgiem, to w Norwegii możecie ich też jak najbardziej doświadczyć. Oczywiście im bardziej na północ tym latem dzień dłuższy, albo słońce wręcz się nie chowa za horyzont, o tyle nawet na południu Norwegii na początku sierpnia nawet po północy może być niemal jasno jak w dzień! Z kolei o 4tej rano było już znowu jasno! Pamiętajcie o tym rezerwując noclegi. Jeśli światło w nocy Wam przeszkadza zwróćcie uwagę na to czy w oknach są rolety, albo weźcie ze sobą opaskę na oczy. Możecie też zabrać ze sobą koce termiczne (te folijki). Są cieniutkie, ale nie przepuszczają światła, więc można nimi zakryć okna.

Zdjęcie poniżej zrobiono przed północą:

Ps. o rezerwacji noclegów

Oczywiście w Norwegii sprawdzi się większość moich porad dotyczących rezerwacji. Jednak korzystając z serwisu Airbnb pamiętajcie, że portal ten powstał po to aby łączyć ze sobą właścicieli mieszkań, którzy gdzieś wyjeżdżają. A dokładnie, aby można było zarezerwować pobyt w takich domach czy mieszkaniach. I o ile w pozostałych krajach Europy, Airbnb działa podobnie jak Booking, czyli znajdziecie tam oferty hoteli, apartamentów i domów wakacyjnych (czyli budowanych wyłącznie w celach najmu), o tyle w Norwegii możecie trafić na oferty noclegów w domach na co dzień zamieszkałych przez właścicieli. Czyli w szafach będą ich rzeczy, w lodówce może być pozostawione przez nich jedzenie. I niekoniecznie wyczytacie o tym w opiniach, lecz zdziwicie się po przyjeździe. My sami wpakowaliśmy się na taką minę. Mówię o tym trochę żartobliwie, bo sam dom był sterylnie czysty a my mieliśmy miejsce na to aby rozłożyć swoje rzeczy (choć dziwnym jest uczucie otwierania czyiś szaf w poszukiwaniu miejsca gdzie możesz położyć swoje rzeczy, a w których napotykasz rzeczy gospodarzy), więc de facto nie było tak źle. Ale z drugiej strony breloczek przy kluczach okazał się AirTagiem, a ja jako zagorzała zwolenniczka telefonów na Androidzie nie poznałam tego po wyglądzie, za to bardzo się zdziwiłam gdy moja komórka poinformowała mnie o tym, że ktoś mnie śledzi :/ Chwilę mi zajęło zorientowanie się, że tym ktosiem jest AirTag, ale zanim to odkryłam czułam się nieco zdezorientowana. No bo ja rozumiem, że piszę bloga, ale wydaje mi się, że nie jestem znaną blogerką (jeszcze ;) ). Żarty żartami, ale do spółki z AirTagiem otrzymaliśmy kamerę w salonie. Wyglądała dość niewinnie - na początku wszyscy myśleliśmy, że to czujka ruchu. Ale nie z blogerką takie numery. Szybka fota i moja androidowa komórka poinformowała mnie, że to jednak kamera! Nie muszę chyba dodawać, że w opisie domu nie było o tym ani słowa! A co gdyby zebrało nam w salonie na aktywności, którymi niekoniecznie chciałabym się z kimś dzielić? Myślę tutaj na przykład o dłubaniu w nosie ;) Gospodarz miałby kino za darmo i to jeszcze kino, w którym aktorzy płacą a nie dostają honorarium! No jak dla mnie to już mocno nie fair! Oczywiście nie omieszkałam zwrócić na to uwagę właścicielowi domu, ale on powiedział, że to kamera, do której ma dostęp firma ochroniarska i która podobno włącza się tylko w przypadku włamania. Czy to prawda? Cóż... na razie nie znalazłam w Internecie żadnego filmu z naszego pobytu. Jeszcze.... ;)

Z drugiej strony w innym domu szafki były wyraźnie oznakowane napisami "privat" i "guest". I to była zupełnie inna bajka, bo nawet gdy wiesz, że w szafach są rzeczy gospodarzy ale ich nie widzisz to czujesz się dużo bardziej komfortowo (a przynajmniej ja tak mam).


Zapraszam do mapy interaktywnej , która otworzy się dla Waszej wygody w nowym oknie. Najedź na wybraną pinezkę i kliknij nazwę lokalizacji, która pokaże Ci się pod mapą aby wyświetlić zdjęcia i link do odpowiedniego posta 😀. Kliknij strzałkę po prawej stronie nazwy lokalizacji, aby wyznaczyć do niej trasę. Powiększaj mapę aby zobaczyć więcej pinezek. Kliknij na napis "Patent na Wypad" (w wersji komórkowej na dole ekranu) aby wejść w legendę, gdzie znajdziesz listę lokalizacji lub będziesz mógł wpisać konkretną lokalizację w lupkę.
A jeśli chcecie przeczytać więcej wpisów w moim blogu, z pewnością ułatwi Wam to TA LISTA 
A może interesują Was gotowe propozycje tras? Zapraszam TUTAJ.

#patentnawypad #podroz #podroze #blog #travelblog #travel #ciekawostki #porady #tipy #wskazówki #tips #inspiracje #sugestie #rady #norwegia


Komentarze