Królewskie miasto - Kopenhaga - Dania - Majówka 2025
Kopenhaga to dla wielu ludzi obowiązkowy punkt zwiedzania Danii. No ale wiadomo - stolica! My Kopenhagi nie mieliśmy w twardych "must see", ale gdy się okazało, że dzień będzie deszczowy, postanowiliśmy jednak pojechać do tego miasta i zapowiadane deszczowe popołudnie spędzić w jednym z muzeów.
Planując wizytę w Kopenhadze i miejsca, które chcielibyśmy zobaczyć, analizowaliśmy co podczas kopenhaskich city break wymieniają biura podróży. "Twarda lista" obejmowała: kolorową uliczkę przy kanale, symbol Kopenhagi - Małą Syrenkę, zmianę warty przed Pałacem Amalienborg, Roskilde i park Tivoli. Ten ostatni ze względu na pogodę oraz średnie zainteresowanie naszej rodziny parkami rozrywki darowaliśmy sobie już na wstępie. O Roskilde zaś napiszę w jednym z kolejnych postów.
Ale po kolei. Do centrum Kopenhagi dojechaliśmy samochodem, choć biorąc pod uwagę fakt, że w Kopenhadze jest metro, dobrą opcją jest także podjechanie pod którąś z końcowych stacji i tam zostawienie auta. W takim jednak przypadku musicie wziąć pod uwagę, że zostawianie samochodu w niektórych dzielnicach raczej nie jest zalecane. Z takich dzielnic najczęściej wymienia się Nørrebro/Nordvest oraz Christiania.
Zaparkowaliśmy na parkingu, który był wielopoziomowy, ale dość ciasny i wjazd na niego autem większym od Smarta budził sporo emocji. Na szczęcie udało się to bez bliższego kontaktu karoserii ze ścianami. Za to gdy późnym popołudniem wróciliśmy do samochodu okazało się, że wisząca nad nim jarzeniówka najwyraźniej poczuła do naszego środka transportu miętę przez rumianek i jednym końcem czule przytuliła się do dachu pojazdu. Ponieważ jednak drugi koniec bohatersko trzymał się instalacji elektrycznej, nie było innego wyjścia jak podniesienie romantycznej końcówki ponad auto i wyjechanie z miejsca postojowego. Dzięki Bogu za wzrost mojego męża i syna bo inaczej chyba musielibyśmy szukać drabiny.
Z parkingu mieliśmy zaledwie dwa kroki do Nowego Placu Królewskiego (Kongens Nytorv) z pomnikiem Christiana V. To największy plac w mieście wytyczony przez Christina V w 1670 roku.
Zanim tam jednak doszliśmy, musieliśmy się przeciskać pomiędzy zaparkowanymi na środku chodnika rowerami. Kopenhaga to miasto rowerów. Stoją one wszędzie, blokując przejścia i chodniki. Zazwyczaj nie są pierwszej nowości, albo na takie wyglądają. Te najbardziej zmęczone życiem, ale i te nieco w lepszej kondycji w zasadzie nie są w żaden sposób zabezpieczane. Po prostu stoją lub leżą, co dla nas przyzwyczajonych do dużego prawdopodobieństwa możliwości zaopiekowanie się nimi przez złodziei, jest czymś nie do pomyślenia.
Ale wróćmy do Nowego Placu Królewskiego, przy którym znajduje się znajduje się monumentalny Teatr Królewski.
Oprócz pięknych budynków, moją uwagę zwróciły drzewa okalające centralny skwer. Jak dla mnie to jakiś psychotyczny ogrodnik mocna zaszalał, bo drzewa były poprzycinane tak, że stały się ... dwuwymiarowe. Serio! Wyglądało to mocno dziwnie i we mnie, osobie, która z natury buntuje się przeciw wszelkim nielogicznym ograniczeniom (ale pochodzę z kraju gdzie pewnego dnia wprowadzono z powodu zwanego pandemią zakaz wstępu do lasów), budziło mocny sprzeciw. Jednak nad gustami się nie dyskutuje. Niech sobie Duńczycy spłaszczają drzewa, strzygą psy na wielkanocne zające, i prostują banany. Nie moje drzewo, nie moje małpy ;)
Zaraz obok zaczyna się Nyhavn (dosłownie: Nowy Port) – kanał i ulica, położona między Kongens Nytorv a przystanią. Fasady domów pomalowane są charakterystycznymi jaskrawymi kolorami i dla mnie jest to chyba najładniejsze miejsce w Kopenhadze.
Przy Nyhavn (pod numerami 67, 18 i 20) mieszkał Hans Christian Andersen.
Z kolei najstarszy dom przy tej ulicy jest oznaczony numerem 9 i wybudowany został w roku 1681. Jego wygląd i architektura nie zmieniły się aż do XXI w!
Dochodzimy do Pałacu Amalienborg, który tworzą cztery rokokowe rezydencje rozmieszczone wokół ośmiobocznego placu. Od 1794 roku należą one do duńskiej rodziny królewskiej. Na środku placu znajduje się konny pomnik Fryderyka V, inicjatora budowy kompleksu i jego otoczenia. Jak mam być szczera, trochę jesteśmy zawiedzeni tym zespołem budynków. Rok wcześniej widzieliśmy go w Legolandzie i w mojej głowie pozostał obraz pięknego białego pałacu:
a tym czasem budynki są w kolorze brudnego piasku, na placu nie ma ani grama zieleni co zdecydowanie nie łączy się z reprezentacyjną w teorii funkcją królewskiej siedziby. Choć według mojego męża mam z natury księżniczkowe zapędy, to jednak ja bym nie chciała mieszkać w takim miejscu.
Przed każdym z czterech budynków pałacu stoją na straży gwardziści królewscy w czarno-niebieskich historycznych mundurach i bermycach – charakterystycznych futrzanych czapkach.
Swoją drogą, taki czteroczęściowy pałac to ciekawe rozwiązanie - jeden pałacyk dla króla, drugi dla królowej, trzeci dla kochanej mamusi królowej teściowej, czwarty dla królewskiej... ups....
Tuż obok pałacu stoi przepiękny monumentalny Kościół Marmurowy, mogący pochwalić się największą kopułą w całej Skandynawii, która w wybrane dni jest udostępniana odwiedzającym. Niestety nasz dzień najwyraźniej wybranym nie jest :(
Kierujemy się w stronę symbolu Kopenhagi mijając po drodze St Alban's Church.
Ów symbol, czyli Mała Syrenka, która skromnie przycupnęła przy nabrzeżu, to oczywiście postać z bajki Andersena, a jej powstanie Carl Jacobsen, założyciel Carlsberg Breweries i sponsor odbudowy zamku Frederiksborg, zlecił rzeźbiarzowi Edvardowi Eriksenowi. Żona Eriksena, Eline, była modelką posągu, a jej pełna gracji postać uosabiała syrenę.
Sława sławą, ale Mała Syrenka niestety drogo za nią zapłaciła, kilkakrotnie będą ofiarą wandalizmu. Dwukrotnie straciła głowę, raz odcięto jej ramię, a wiele razy oblano ją farbą! Musi być ciężko być w centrum uwagi w taki sposób! No ale takie jest życie celebrytów.
Pomnik jest niewielki i można by go przegapić, gdyby na co dzień nie wyglądał tak:
Generalnie więc najpierw szukajcie tłumu na nabrzeżu, a potem w tłumie szukajcie Syrenki.
Wracamy w kierunku Pałacu Amalienborg mijając po drodze gigantyczny okręt, który budzi w moich dzieciach zdecydowanie większe ożywienie niż ikoniczna Syrenka.
Zbliża się południe, a my stojąc na samym środku placu i przestępując z zimna z nogi na nogę szukamy informacji gdzie najlepiej stanąć aby zobaczyć zmianę warty. Wujek Google radośnie nas informuje, że powinniśmy się zakotwiczyć "w pobliżu Pałacu Amalienborg". No super, w życiu bym się nie domyśliła! Ale gdzie u diabła, króla czy innego Boruty konkretnie? Plac jest całkiem spory, a sam pałac składa się jak wspomniałam z 4 części. Mamy rzucać monetą czy co? Tłumy są generalnie wszędzie, więc i one nie są wskazówką.
W końcu okazuje się, że zmiana warty rusza na plac spod kolumnowego przejścia. Tyle, że my dowiadujemy się o tym po czasie i jedyne co widzimy to mniej więcej to:
Pozostaje nam "podziwianie" żołnierzy na ekranach komórek osób, którym udało się dopchać nieco bliżej. Mam jednak dziwne wrażenie, że więcej byśmy zobaczyli na nagraniach na YouTube ;)
Tu ponownie przydaje się wzrost mojego męża, któremu udaje się zrobić zdjęcia, a nawet nagrać filmik!
Moim zdaniem określenie zmiany warty jako "przereklamowana atrakcja" jest i tak bardzo łagodne. Z grubsza wygląda to tak, że żołnierze maszerują (zapewne równo, na żywo tego nie byłam w stanie ocenić), a żołnierze - obstawa imprezy - usiłują zdyscyplinować (jak wspomniałam, nie widziałam, za to słyszałam) tłumy gapiów, którzy - jak to turyści- mieli czelność stanąć na potencjalnej drodze maszerującej kolumny.
Ruszamy dalej. Wsiadamy do metra i przemieszczamy się w kierunku ratusza, który znajduje się w przepięknym budynku i z pewnością jest wart zwiedzenia. My jednak nie mamy na to dość czasu.
Nieopodal znajduje się Muzeum Narodowe, które sądząc po ilości ludzi jest obleganą atrakcją Kopenhagi. Mieści się ono w ogromnym budynku a ilość sal tematycznych przyprawia o ból głowy.
Chyba najlepszym rozwiązaniem jest wybranie sobie interesujących działów muzeum i skupienie się nad nimi. My mamy ambicję przejść po całości (zapłacone, więc trzeba zwiedzić wszystko), ale pod koniec orientujemy się, że trzeba było mierzyć siły na zamiary a nie jak lemingi przeć do przodu i zaczynamy omijać mniej nas interesujące sale.
Spory entuzjazm wywołuje w nas kolekcja artefaktów z czasów PRL (no wiem, że to Dania i tam nie było PRL, ale każdy Polak jak usłyszy "czasy PRL" to od razu odruchowo umieszcza swoją uwagę w odpowiednim czasookresie dziejów prawda?).
Co powiecie na to? Czyż nie jest to obrazek żywcem z czasów PRL?! Filmowa ekipa wykonawców "Czterdziestolatka" lubi to prawda? ;)
Dowiadujemy się o tym, że Wikingowie wierzyli w 3 siostry - Przeszłość, Teraźniejszość i Przyszłość (czyli taka katolicka Święta Trójca). Każdy człowiek ma swój sznur życia, który może być prosty ale może mieć supły symbolizujące pojawiające się trudności (a który zapewne w odpowiednim momencie taki Wiking może sobie zarzucić na szyję jeśli mu na przykład US wejdzie na konto bankowe). W przepowiedniach Wikingów istotną rolę odgrywa ichniejszy koniec świata - Ragnarok, który rozpocznie się gdy zostanie przerwana ciągłość sezonów. Nadejdzie wtedy wieczna zima ("Winter is coming" z Gry o Tron?) i walczyć ze sobą będą bogowie z olbrzymami (tradycyjna ustawka kiboli?). Przyleci Naglfar - statek zbudowany z paznokci umarłych (Titanic, Arka Noego, tytanowe paznokcie - panowie, nie pytajcie 😉...), który ma przewieźć potwory, olbrzymy i innych wrogów bogów do miejsca, gdzie stoczą bitwę z Asami podczas Ragnaroku.
Pozostawiamy Wikingów i wchodzimy do multimedialnej sali gdzie jeszcze bardziej zanurzamy się w czeluściach Ragnaroku poprzez projekcje 360 stopni.
Opuszczamy bajkowy świat Ragnara i jego ludzi.
Kolejną interesującą nas częścią muzeum jest Świat Pieniądza, gdzie już na wejściu możemy próbować podnieść 12,5 kg sztabkę złota. Podnieść, nie wynieść ;) Duńczycy zapewne przewidzieli, że muzeum będą zwiedzać Polacy, choć między Midasem a prawdą, to któż by się nie połasił na tyle dobra? ;)
Potem możemy gromadzić fundusze na przykład biegając jak chomiki (albo zwykłe korposzczury) w chomikowej karuzelce, by na koniec próbować zagrać zgromadzonymi funduszami na giełdzie... i oczywiście wszystko stracić ;)
Wychodzimy z muzeum i w rzęsistym deszczu zmierzamy w kierunku samochodu mijając po drodze Pałac Christianborg- dawny zamek królewski i do 1794 roku siedziba królów Danii, kiedy przenieśli się do Pałacu Amalienborg.
To już koniec naszej kopenhaskiej przygody.
Jeśli chcecie zobaczyć jak wyglądała nasza trasa na mapie, albo po prostu zlokalizować na mapie opisane w poście lokalizacje zapraszam do mapy. Linka do lokalizacji na mapie Google znajdziecie także poniżej - szukajcie pod tekstem słowa "Lokalizacja...."
A jeśli chcecie przeczytać więcej wpisów w moim blogu, z pewnością ułatwi Wam to TA LISTA , zaś zbiór wszystkich map znajdziecie TUTAJ.
Możecie także przejść do mapy interaktywnej, która otworzy się dla Waszej wygody w nowym oknie. Najedź na wybraną pinezkę i kliknij nazwę lokalizacji, która pokaże Ci się pod mapą aby wyświetlić zdjęcia i link do odpowiedniego posta 😀. Kliknij strzałkę po prawej stronie nazwy lokalizacji, aby wyznaczyć do niej trasę. Powiększaj mapę aby zobaczyć więcej pinezek. Kliknij na napis "Patent na Wypad" (w wersji komórkowej na dole ekranu) aby wejść w legendę, gdzie znajdziesz listę lokalizacji lub będziesz mógł wpisać konkretną lokalizację w lupkę.
A może interesują Was gotowe propozycje tras? Zapraszam TUTAJ.
#patentnawypad #podroz #podroze #blog #travelblog #dania #denmark #visitdenmark #denmarktravel #sjælland #zelandia #Kopenhaga #Copenhagen #Zwiedzanie #CityBreak #Odkrywaj #Wyprawa #Nyhavn #MałaSyrenka #Tivoli #Christiania #Amalienborg #KopenhaskieMuzea #Andersen #KopenhagaNaRowerze #SkandynawskiKlimat #Architektura
%20(2).jpg)
.jpg)
%20(2).jpg)
.jpg)
.jpg)
%20(2).jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
%20(2).jpg)

%20(2).jpg)
%20(2).jpg)
.jpg)
.jpg)
%20(2).jpg)
(1)%20(2).jpg)
.jpg)
.jpg)
%20(2).jpg)
.jpg)
%20(2).jpg)
.jpg)
%20(2).jpg)
.jpg)
(1)(1)%20(2).jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)

.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)


Komentarze
Prześlij komentarz