O Kopciuszku Dioklecjanie - Split, Chorwacja - Urlop 2024-cz.14
Tą wycieczkę zaplanowałam już dużo wcześniej. Co prawda w Splicie byliśmy już wielokrotnie, ale za każdym razem to miasto nieodmiennie nas zachwyca. Co ciekawe, gdy pierwszy raz jechaliśmy w okolice Splitu, znajomi, którzy już w nim byli zdecydowanie nam odradzali jego zwiedzanie, gdyż według nich był po prostu brzydki. Na szczęście ja jestem osobą, która sama musi sprawdzić niektóre rzeczy (wiecie, taki niewierny Tomasz w postaci Grażynki). Sprawdziłam ... i się zakochałam. A do tego parę lat później poznałam pana Romana Waligórskiego, świetnego polskiego przewodnika, od lat mieszkającego w Chorwacji, w Splicie właśnie! No to jak miałabym nie skorzystać?!
Z Supetaru do Splitu płynie się jedynie ok 50 min. Pewnego popołudnia lokujemy się więc na promie i udajemy w kierunku kolejnej przygody. Z panem Romanem i panią Moniką Zymon- Waligórską - jego żoną- spotykamy się w porcie.
Pierwszym punktem programu jest znajdująca się przed wejściem na starówkę wizualizacja ukazująca Split za czasów Dioklecjana. Zdecydowanie warto się przed nią zatrzymać aby skonfrontować pozostałe ruiny z rozmachem i wielkością pałacu w czasach jego świetności. Na mnie to zrobiło bardzo duże wrażenie.
Swoją drogą, zawsze mnie zastanawiało po co komu taki duży dom? Ok, od sprzątania jest służba. Przecież nikt by od Dioklecjana nie wymagał latania ze szmatą. Wszak facet był stworzony do wyższych celów (to prawie jak ja 😜). Ale tak z bardziej praktycznego punktu widzenia, to jak znaleźć na przykład komórkę zostawioną w jednym z pierdyliarda pokoi? No przecież samym szukaniem już by się człowiek zmęczył, a wynik szukania więcej niż niepewny. No ok, sam cesarz pewnie by jej nie szukał, kupił by sobie nową, bo służba by i tak jej nie znalazła, ale co ze zdjęciami, które się w tej komórce znajdowały? Technologia chmurowa w owym czasie polegała bardziej jednak na wypatrywaniu lub przywoływaniu chmur w celu przywleczenia upragnionych opadów...Ale, że co? Komórek też nie było? Oj nie czepiajcie się proszę, to był tylko przykład z życia wzięty!
Ale wróćmy do Dioklecjana. W sumie to nigdy nie pochylałam się nad jego życiorysem, nazwę "pałac Dioklecjana" przyjmowałam z dobrodziejstwem inwentarza. Split to pałac, pałac był Dioklecjana, koniec kropka. To od pana Romana dowiedzieliśmy się, że Dioklecjan był człowiekiem z ludu. Czyli taka trochę bajka o kopciuszku w wersji macho, ewentualnie od pucybuta do milionera jak kto woli. Ponieważ jak typowemu przeciętniaczkowi, kasy mu nie zbywało, załapał się do woja. Jak wiadomo, armia oferuje wikt i opierunek, a ty się musisz tylko martwić o to, aby cię ten wikt i opierunek nie kosztował głowy przy ewentualnym konflikcie militarnym. Łatwizna. Taką ścieżkę kariery wybrał więc przedsiębiorczy Dioklecjan.
A zaczęło się to tak:
Diokles (bo tak się wtedy jeszcze nasz bohater nazywał) pewnego dnia ociągał się z zapłaceniem za posiłek w karczmie. Jak to w woju, kasą nadal nie śmierdział, poza tym kobiety i używki kosztują, a bez tego jak żyć panie cesarzu? No ale w karczmie jedzenia przecież za piękny uśmiech nie wydają. Karczmarka nieco więc zirytowana zapytała dłużnika kiedy zapłaci za to co zjadł (a zapewne domyślacie się, że nie dość, że facet i to jeszcze pracujący fizycznie, zjeść potrafił). A Diokles wyposażony nie tylko w uśmiech (czy ładny trudno stwierdzić, jak ustaliliśmy telefony komórkowe i możliwość robienia nimi zdjęć w owym czasie jeszcze niekoniecznie były dostępne) ale i w poczucie humoru (a może jednak butę) stwierdził, że zapłaci jak będzie cesarzem. Karczmarka nie w ciemię bita, od razu zripostowała: "jaaaasne, a cesarzem zostaniesz jak zabijesz fatalnego wieprza". To chyba dało Dioklesowi do myślenia, bo od tego dnia uganiał się za wieprzami jak co najmniej za kobitkami, choć raczej w celach kulinarno-morderczych niż tych innych. W międzyczasie wspinał się po ścieżce kariery w armii rzymskiej i w końcu został szefem ochrony swojego poprzednika, cesarza Numeriana i na tej pozycji uczestniczył w wyprawie swojego pracodawcy na Persję w 283 roku. Podczas tej wycieczki Numerian zmarł, oficjalnie w nieznanych okolicznościach co zazwyczaj jest synonimem pomocy osób trzecich. Zgon jego przez dłuższy czas ukrywano w ten sposób, że denat stale "podróżował" w zamkniętej lektyce. No ale biologii nie przeskoczysz i cesarz po jakimś czasie zaczął się psuć co jak to zazwyczaj bywa, wiązało się z nieco nieprzyjemnym zapachem. W ten sposób Diokles odkrył, że jego szef od jakiegoś czasu popija wino z Hadesem, czy też innym Plutonem - jego rzymskim odpowiednikiem. Diokles oskarżył o zbrodnię swego rywala – prefekta pretorianów Apra (podstawa to zwalić na kogoś swoją nieudolność - szef ochrony, który przegapił śmierć swojego protektora?!). W każdym razie, na oskarżeniu się nie skończyło. Wiecie jak to jest, aby wojsko nie dyskutowało o niekompetencji ochrony, trzeba dać im lepszy temat do wspólnego picia wina. Tym tematem stało się publiczne poczęstowanie mieczem Apra przez Dioklesa (czy jest lepszy temat do dyskusji niż zabójstwo?). A Aper po łacinie znaczy wieprz. Tak więc Diokles na oczach żołnierzy przebił mieczem Apra - wieprza i krzyknął - "W końcu zabiłem fatalnego wieprza!". Spełniła się więc przepowiednia karczmarki a żołnierze okrzyknęli go kolejnym cesarzem. Diokles przybrał imię Dioklecjana, bo to brzmiało bardziej fancy niż Diokles.
Potem było już z górki. Dioklecjan zdawał sobie sprawę, że dobry PR to podstawa. Ogłosił więc wszem i wobec, że jest synem Jowisza. Wiecie jak jest. Mimo wszystko ludzie podejrzewali go o to, że choć cesarz to jednak śmiertelnik. A syn Jowisza, czyli boga to już inna para kaloszy, czy też w tym przypadku sandałów. I to nie pierwszego lepszego boga, ale tego najwyższego. Jowisz to przecież odpowiednik greckiego Zeusa, czyli taki "capo di tutti capi"! Jak jechać to po całości. Potem taki potomek Jowisza wychodził na westybul, jakim w tym przypadku był zapewne Wam znany perystyl (to ten placyk z wieżą, czarnym sfinksem i innymi zabytkami pożyczonymi ze starożytnej Grecji) i PRZEMAWIAŁ DO LUDU. Czyli jak to mówi o mnie mój mąż - uczył jak żyć. Tyle, że w przypadku Dioklecjana lud nie mógł podczas tych przemów spoglądać na tego półboga a tym bardziej wiązać mu rzemyków w sandałach, więc wyglądać to musiało mniej więcej tak:
A mój mąż twierdzi, że ma ze mną ciężko! Tak czy tak, do końca urlopu (i nie tylko), moja szanowna rodzina z Grażynki przechrzciła mnie na córkę Jowisza. Swoją drogą Grażynka też nie jest moim prawdziwym imieniem i miło by było gdyby od czasu do czasu zajrzeli mi do dowodu, jeśli im już pamięć szwankuje.
Ale wróćmy do Dioklecjana. Jako rasowy syn Jowisza, musiał on chodzić na narady do swojego antenata. Musiał, nie musiał, w każdym razie jak chciał przemycić w swoich rządach coś mało popularnego czy niepoprawnego politycznie, zawsze miał na kogo zwalić, a przecież prosty lud z bogiem dyskutować nie będzie! My mamy winę Tuska (przepraszam pana Donalda, po prostu podążam za ogólnym trendami), Dioklecjan zaś prokurował winę Jowisza. Grunt to się dobrze ustawić. W każdym razie te rzekome narady odbywały się tutaj:
No i jak się można było tego spodziewać, Dioklecjan się doigrał. Wersja oficjalna jest taka, że zmarł w niejasnych okolicznościach, co jak już ustaliliśmy oznacza, że ktoś mu w tym pomógł. W każdym razie został pochowany w swoim pałacu. Chichot losu polega na tym, że owo mauzoleum to obecnie chrześcijańska katedra Św. Duje. Dla niewtajemniczonych podaję, że Dioklecjan był ostatnim cesarzem, który prześladował chrześcijan.
Możecie więc zwiedzać Split podążając śladami cesarza Dioklecjana, choć miłośnicy Gry o tron z pewnością z radością odkryją miejsca, gdzie kręcono ten kultowy serial. Ponieważ sama do nich należę, któregoś dnia postaram się zebrać w jednym poście wszystkie odwiedzone przez nas miejsca w Chorwacji związane z tym serialem. Jednak post, który obecnie czytacie, chciałam poświęcić Dioklecjanowi, bo mam wrażenie, że jest on jednak nieco mniej popularny od Daenerys ;)
Dla mnie Split to prawdziwa perełka, a wręcz perła Dalmacji. Pogubcie się w jego uliczkach, posprawdzajcie jak mieszkańcy Splitu potrafili swoje domy wkomponować w pałacowe ruiny. Prawda jest taka, że często gęsto wyszło im to średnio.
Pomijam fakt suszących się na sznurkach w ruinach gatek - Dioklecjan się zapewne w grobie przewraca. Na dzień dzisiejszy te dawne domy czy mieszkania, to niemal w 100% apartamenty na wynajem. Najczęściej bardzo drogie, ale z drugiej strony mieszkanie w pałacu musi kosztować ;)
Ja osobiście polecam zwiedzanie z panem Romanem i panią Moniką. Myślę, ze tak jak my, będziecie zachwyceni.
Dzięki nim będziecie mogli zobaczyć najmniejszy kościół w Splicie (i jeden z najmniejszym w Europie) - kościół św. Marcina. Znajduje się on między murami pałacu, nad Złotą Bramą, mierzy zaledwie 1,64ch szerokości i 10m długości, a powstał w miejscu wartowni. Z tego co wyczytałam, kościół dla wiernych jest otwierany tylko raz w roku - 11 listopada. Dzięki naszym przewodnikom, my weszliśmy do niego w sierpniu.
Złota Brama to ta, która wychodzi na pomnik biskupa Grzegorza z Ninu.
Gdy podejdziecie do pomnika zobaczycie gdzie trzeba go pomacać, aby to przyniosło oczywiście szczęście, ew. spełniło się Wasze życzenie. Tym razem jest to stopa - wymacana, wypolerowana, na pewno Wam to nie umknie.
W samym centrum Splitu, obok pałacu Dioklecjana zlokalizowany jest Trg Republike. Czy coś on Wam przypomina? Wygląda jakbyście się znaleźli w Wenecji, prawda?! Nawet zapach jest podobny 😂 z powodu zlokalizowanego w pobliżu źródła siarkowego!
Split ma też swoją historię Romea i Julii:
W dzielnicy Matejuška, tam gdzie są zacumowane łódki, mieszkał ubogi rybak Roko. Utrzymywał się z tego, co złowił. Z kolei za kościołem św. Franciszka, który widzicie na poniższym zdjęciu - to ten na końcu Rivy- mieszkała uboga sierota, szwaczka Dujka. Wtedy na takie dziewczyny wołano Cicibela - kopciuszek. Dujka spodobała się rybakowi, który chciał aby została jego żoną i zamieszkała z nim na łodzi. Dujka uległa namowom, młodzi pobrali się i jakiś czas wiedli skromne lecz szczęśliwe życie. Jednakże, gdy pewnej nocy, zaczął wiać bardzo silny wiatr bura, ich łódź zerwała się z cumy i rozbiła o nabrzeże. W ciągu jednej chwili Roko i Dujka stracili dom i źródło utrzymania. Jakiś czas mieszkali w przytułku dla bezdomnych, ale tęsknili za swoim poprzednim życiem i całe dnie spędzali na nabrzeżu. W końcu jakiś dobry człowiek się nad mini ulitował i dał w użytkowanie stary, rozpadający się dom w pobliżu morza. Jednak Roko i Dujka tęsknili za łodzią. Czas mijał, małżonkowie byli coraz starsi. W 1938 przyszła nietypowa dla Splitu, mroźna zima. Pewnego ranka przygodny przechodzień wstąpił do domu Roka i Dujki aby zapytać o drogę, lecz zastał małżonków przytulonych do siebie i zamarzniętych na śmierć. Tak się skończyła piękna i smutna historia Roka i Dujki. Nie mogli ich rozdzielić ludzie, nie mógł ich rozdzielić los, przeznaczenie połączyło ich na wielki.
Nie wiem jak Wy, ale ja się bym mogła snuć po Splicie godzinami! Po prostu uwielbiam te miasto! Mam nadzieje, że i Wy się w nim zakochacie, a zwiedzając je pomyślicie czasem o sprytnym Dioklecjanie, a przechodząc koło kościoła św. Franciszka wspomnijcie Roka i Dujkę.
Specjalne podziękowania dla pana Romana Waligórskiego za przybliżenie historii Dioklecjana oraz przypomnienie historii Roka i Dujki. Pana Romana i panią Monikę znajdziecie na Facebooku.
Jeśli chodzi o parkowanie to polecam parking przy samym porcie, a w zasadzie za dworcem autobusowym (Obala kneza Domagoja 12), albo parking wielopoziomowy pod adresem Drazanac 1a. Oba parkingi są płatne, ale zazwyczaj można znaleźć na nich miejsce.
Jeśli chcecie zlokalizować na mapie opisane w poście lokalizacje oraz wszystkie lokalizacje z bloga, zapraszam do mapy interaktywnej, która otworzy się dla Waszej wygody w nowym oknie. Najedź na wybraną pinezkę i kliknij nazwę lokalizacji, która pokaże Ci się pod mapą aby wyświetlić zdjęcia i link do odpowiedniego posta 😀. Kliknij strzałkę po prawej stronie nazwy lokalizacji, aby wyznaczyć do niej trasę. Powiększaj mapę aby zobaczyć więcej pinezek. Kliknij na napis "Patent na Wypad" (w wersji komórkowej na dole ekranu) aby wejść w legendę, gdzie znajdziesz listę lokalizacji lub będziesz mógł wpisać konkretną lokalizację w lupkę.
Linka do lokalizacji na mapie Google z niniejszego bloga znajdziecie także poniżej - szukajcie pod tekstem słowa "Lokalizacja...."
A jeśli chcecie przeczytać więcej wpisów w moim blogu, z pewnością ułatwi Wam to TA LISTA , zaś zbiór niektórych wcześniejszych map znajdziecie TUTAJ.
A może interesują Was gotowe propozycje tras? Zapraszam TUTAJ.
#patentnawypad #podroz #podroze #blog #travelblog #chorwacja #croatia #visitcroatia #croatiatravel #split #dioklecjan #roko #dujka #romeoijulia























Komentarze
Prześlij komentarz